Piracka flaga Edwarda Englanda Nowe Przygody 1970 - lewo Christopher CondentChristopher Condent Flag
 | wstęp | Piraci i Korsarze | Skarby i łupy | Tło historyczne | Bibliografia  | Piraci w popkulturze | Historia Piractwa | Piracki Almanach  |

Piracki Almanach
 | Pirackie życie | Organizacja i prawa | Statki i okręty | Pirackie bazy i kryjówki | Sposoby prowadzenia walki | Zwyczaje, wierzenia i znaki | Kobiety |

Organizacja i prawa piratów
(Strona pośięcona Zadadom, prawu i organizacji pirackiej spłeczności)

Świat piracki stanowił przeciwieństwo świata ,,legalnego".

Szczególnie wyraźnie przej awiało się to W zasadach organizacji społeczności piratów. Działając w czasach, gdy główną zasadą społecznej organizacji była skrupulatnie przestrzegana hierarchia kast i stanów, a władza państwowa miała charakter despotyczny, piraci tworzyli zgromadzenia bezklasowe, a swe władze wybierali na zasadach demokratycznych. Większość ważnych decyzji dotyczących wszystkich członków wspólnoty podejmowali też zbiorowo, wyrażając swą wolę przez głosowanie. Tak czynili już starozytni piraci zorganizowani w bractwa.
Wikingowie wybierali swych wodzów i radzili o swych sprawach na tingach - zgromadzeniach wolnych członkow rodów.
Wśród piratów berberyj skich, obok mianowanych przez Turcję dejów i bejów, ważną rolę odgrywała - szczególnie w sprawach morskich - taifa, czyli rada reisów - pirackich kapitanów.
Podobnie w sposób demokratyczny wybierali swych przywódców, planowali wyprawy i dzielili łupy karaibscy bukanierzy.

Oto jak o tym pisze John Esquemeling:
"Kiedy statek zostanie należycie zaprowiantowany, zwołują naradę, aby postanowić, dokąd mają się udać, by zdobyć jak największe łupy. W czasie tej narady zawierają pisemną umowę, której postanowień zobowiązują się przestrzegać, a podpisują ją albo wszyscy, albo tylko obrany dowódca. W umowie bardzo dokładnie ustalają, jaką kwotę udziału każdy ma otrzymać z funduszu powstałego ze wspólnej zdobyczy, według zasady: nie ma łupu - nie ma płacy. Przede wszystkim ustalają, ile kapitan ma otrzymać za swój statek, a następnie wysokość wynagrodzenia dla cieśli lub budowniczego, który ów statek karenował (czyścił jego dno z wodorostów), naprawiał i wyposażył W takielunek (...). Później odejmują z funduszu około 200 pesos na żywność oraz tyleż samo na wynagrodzenie dla biegłego chirurga wraz z jego lekarstwami, a na końcu ustalają pisemnie wysokość odszkodowania dla każdego ranionego lub okaleczonego podczas wyprawy (...). Wszystkie te odszkodowania odejmują ze wspólnego funduszu, a pozostałość dzielą między siebie, zachowując różnice należne rangom i zasługom".


Równość wszystkich członków pirackiej społeczności przejawiała się w wielu innych zwyczajach. Każdy z członków załogi miał prawo zażądać dla siebie porcji prowiantu, przeznaczonej dla kapitana, jeśli uznał, że jest ona choć odrobinę większa od przeciętnej. Piracka wolność znajdowała swój wyraz również w demonstracyjnym lekceważeniu marynarskiego regulaminu, który zazwyczaj był bardzo surowy na dawnych żaglowcach. Na okrętach pirackich nie obowiązywały sztywne komendy, nie noszono mundurów i dystynkcji, rzadko oddawano honory. Kapitanowie pochodzili z wyboru, a nie królewskiego nadania, a swój autorytet musieli zdobyć nie w drodze przestrzegania surowej dyscypliny i serwowania okrutnyeh kar, ale własną przebiegłością, odwagą i zdolnościami nawigacyjnymi, często też brutalnością i grubiańskim dowcipem. Jeżeli kapitan należycie wywiązywał się z powierzonego mu zadania, był szanowany, przydzielano mu znaczną część łupów, pilnie słuchano jego rad. Gdy jednak zawiódł w walce lub podczas sztormu, okazał litość lub nadmierne okrucieństwo, wysadzano go na bezludnej wyspie lub porzucano w łodzi na peł nym morzu. Taki los spotkał kapitana Edwarda Englanda za okazanie miękkiego serca i kapitana Low za niepotrzebne znęcanie się nad jeńcami i maltretowanie podwładnych. Tego ostatniego porzucono na morzu bez wody, żywności i wioseł.
Z drugiej strony to właśnie kapitanowie przykładali starań i poszukiwali sposobów, by zaprowadzić dyscyplinę na pokładzie swej jednostki. Od tego bowiem zależał nie tylko ich sukces, ale też i całej załogi, która jednak często nie chciała pamiętać o tego rodzaju uzależnieniach. Miały im o tym przypominać kapitańskie regulaminy, obowiązujące na pokładach pirackich okrętów.
Jednym z pierwszych, który je zastosował był Francis Drake. W jego kodeksie kary były następujące: za rzucenie się z nożem na oficera - ucięcie ręki, za bójkę z kolegą - trzykrotne wrzucenie do morza na linie uwiązanej do rei, za kradzież - zgolenie głowy i pomazanie jej mieszaniną gorącego oleju i pierza, za spanie na służbie lub granie w karty - chłosta lub marunowanie, czyli porzucenie na bezludnym lądzie.
Równocześnie jednak z tymi surowymi karami na okrętach Drake"a i Hawkinsa było przyjęte, że kapitan konsultuje się z załogą przed podjęciem ważnych decyzji i często zdarzało się, że wola załogi decydowała o kierunku i celu rejsu.
Johnson w swej Historii najsłynniejszych piratów zapisał regulamin, który ustalił kapitan Bartholomew Roberts po objęciu przywództwa po śmierci kapitana Howela Davisa.

Głosił on między innymi:
"Każdy kamrat ma głos w ważnych sprawach, ma równy udział w świeżej prowizji i napitkach wyskokowych za każdym razem złupionych, ma prawo korzystać z nich wedle własnej woli, chyba że przy ich braku większością głosów przejdzie ograniczenie konsumpcji. Każdy z załogi będzie rzetelnie wywoływany według listy okrętowej na pokład pryzu, ponieważ oprócz przypadającej na niego części łupów, należy mu się z tej okazji zmiana odzieży. Wszelako gdyby kompanię oszukał choćby na dolara, kradnąc z zastaw stołowych, klejnotów lub monet, spotka go kara marunowania.Gdyby dopuścił się kradzieży tylko na szkodę towarzysza, poszkodowani mogą ograniczyć się do napiętnowania go, skancerowania nosa i uszu lub wyokrętować go na odludziu, lecz w miejscu, gdzie może przeżyć. Nie wolno nikomu grać w karty lub kości na pieniądze. Latarnie i świece mają być co wieczór gaszone o ósmej. Gdyby ktoś z załogi po tej godzinie pił dłużej, winien wyjść na pokład. Broń należy utrzymywać w czystości i gotowości. Na okręcie nie ma miejsca ani dla chłopca, ani dla kobiety. Kto wprowadziłby na okręt kobietę lub przemyciłby ją w przebraniu, winien być karany śmiercią. Za dezercję z okrętu lub opuszczenie stanowiska bojowego grozi kara śmierci lub marunowanie".

Zakazane były wszelkie bójki na pokładzie, a wszystkie spory mały być rozstrzygane na lądzie w pojedynku na białą broń lub pistolety. Jeśli nie było możliwości przeprowadzenia pojedynku lub zbrodnia dotyczyła całej załogi, sprawę W swe ręce brał piracki sąd złożony z kapitana i oficerów.

Johnson (Daniel Defoe), choć reprezentuje moralność XVIII-wiecznej Anglii i szczerze nienawidzi piratów, w tym przypadku nie może oprzeć się pokusie, aby nie ujawnić sporej dozy sympatii dla pirackiego sądu, w czym pomaga mu oczywiście niechęć do stosunków panujących w sądownictwie jego kraju.
"Piracki sąd - pisał - wymierzał sprawiedliwość inaczej niż wiele sądów powołanych do swych czynności legalnymi aktami. W pirackim świecie nie najmowało się adwokatów, a przekupywanie świadków nie było praktykowane, ani też kaptowanie przysięgłych, przekręcanie i przeinaczenie ducha praw, ani gmatwanie i zaciemnianie sprawy niezrozumiałością, termjnologią fachową i bezużyteczną klasyfikacją".

Pirackie regulaminy największy nacisk kładły na bezpieczeństwo i sprawność bojową załogi. A mogły im zagrozić nie tylko brak odwagi, pijaństwo czy lekceważenie obowiązków, ale też wewnętrzne niesnaski. Temu służył zakaz gier hazardowych, kradzieży i bójek. We wrogim świecie przetrwanie pirackiej wspólnoty zależało bowiem przede wszystkim od wzajemnej solidarności i lojalności jej członków. Większość z nich miała zresztą tego świadomość.
Jak pisał Esquemeling, ,,we wzajemnych stosunkach są życzliwi, miłosierni i uprzejmi do tego stopnia, że jeśli jeden z nich zapragnie czegoś, co posiada drugi, ten chętnie zaraz mu to oddaje".
A dzielono się wszystkim: pożywieniem, rumem, kobietami.
Wartością naczelną było dobro wspólnoty, co z zachwytem podkreślali XVIII-wieczni myśliciele, nawołujący do powrotu do natury, do jej prostych, sprawiedliwych praw. Podobnie było z dyscypliną. Bezpańska, nie uznająca żadnej władzy gromada wiecznie pijanych ludzi (i Robertsowi nie udało się zaszczepić abstynencji swej załodze), w czasie wyprawy przemieniała się w sprawną, precyzyjnie wypełniającą rozkazy załogę. Jeden z jeńców, wspominając pobyt na pokładzie pirackiej jednostki na Oceanie Indyjskim, twierdził, że na okręcie tym panowała doskonała dyscyplina, a służba przebiegała sprawniej niż na okrętach Kompanii Wscho dnioindyjskiej.

Oprócz kar W pirackich kodeksach przewidywano również nagrody i zachęty dla tych, którzy okażą odwagę w walce lub w inny sposób przyczynia się do sukcesu.
Kapitan Lowther, który na początku XVIII wieku uprawiał piracki proceder na wodach Zachodniej Afryki, W swym regulaminie przewidywał rniędzy innymi, że "ten z załogi, kto pierwszy wypatrzy na morzu żagiel, otrzyma najlepszy pistolet, jaki zostanie znaleziony na pokładzie tego pryzu".
Równocześnie dla tego, kto pierwszy znaj dzie się na tym pokładzie, przewidywał nagrodę ,,według uznania kapitana i starszyzny załogi".
W większości przypadków nie trzeba było piratów zachęcać do walki. Sami wiedzieli, że od ich odwagi zależy sukces, dostatnie życie w portach i beczki pełne rumu. Nie mieli zresztą nic do stracenia, a wiele do zyskania. Stąd brała się też ich szaleńcza, desperacka odwaga, która z czasem obok poczucia wolności stała się ich prawdziwą obsesją. Prześcigali się W szaleńczych wyścigach ze śmiercią. Kazda oznaka słabości budziła W nich niesmak. Jak pisze Esquemeling, wśród bukanierów kapitan van Horn znany był z tego, że w czasie walki uważnie obserwował członków swej załogi i gdy zauważył u kogoś objawy strachu, dobywał szpady i osobiście zabijał tego człowieka na miejscu.