Organizacja
i prawa piratów
(Strona pośięcona Zadadom,
prawu i organizacji pirackiej spłeczności)
Świat piracki stanowił przeciwieństwo świata ,,legalnego".
Szczególnie wyraźnie przej awiało się to W
zasadach organizacji społeczności piratów. Działając
w czasach, gdy główną zasadą społecznej organizacji
była skrupulatnie przestrzegana hierarchia kast i
stanów, a władza państwowa miała charakter
despotyczny, piraci tworzyli zgromadzenia bezklasowe, a
swe władze wybierali na zasadach demokratycznych.
Większość ważnych decyzji dotyczących wszystkich
członków wspólnoty podejmowali też zbiorowo,
wyrażając swą wolę przez głosowanie. Tak czynili
już starozytni piraci zorganizowani w bractwa.
Wikingowie wybierali swych wodzów i radzili o swych
sprawach na tingach - zgromadzeniach wolnych członkow
rodów.
Wśród piratów berberyj skich, obok mianowanych przez
Turcję dejów i bejów, ważną rolę odgrywała -
szczególnie w sprawach morskich - taifa, czyli rada
reisów - pirackich kapitanów.
Podobnie w sposób demokratyczny wybierali swych
przywódców, planowali wyprawy i dzielili łupy
karaibscy bukanierzy.
Oto jak o tym pisze John Esquemeling:
"Kiedy statek
zostanie należycie zaprowiantowany, zwołują naradę,
aby postanowić, dokąd mają się udać, by zdobyć jak
największe łupy. W czasie tej narady zawierają
pisemną umowę, której postanowień zobowiązują się
przestrzegać, a podpisują ją albo wszyscy, albo tylko
obrany dowódca. W umowie bardzo dokładnie ustalają,
jaką kwotę udziału każdy ma otrzymać z funduszu
powstałego ze wspólnej zdobyczy, według zasady: nie ma
łupu - nie ma płacy. Przede wszystkim ustalają, ile
kapitan ma otrzymać za swój statek, a następnie
wysokość wynagrodzenia dla cieśli lub budowniczego,
który ów statek karenował (czyścił jego dno z
wodorostów), naprawiał i wyposażył W takielunek
(...). Później odejmują z funduszu około 200 pesos na
żywność oraz tyleż samo na wynagrodzenie dla
biegłego chirurga wraz z jego lekarstwami, a na końcu
ustalają pisemnie wysokość odszkodowania dla każdego
ranionego lub okaleczonego podczas wyprawy (...).
Wszystkie te odszkodowania odejmują ze wspólnego
funduszu, a pozostałość dzielą między siebie,
zachowując różnice należne rangom i zasługom".

Równość wszystkich członków pirackiej
społeczności przejawiała się w wielu innych
zwyczajach. Każdy z członków załogi miał prawo
zażądać dla siebie porcji prowiantu, przeznaczonej dla
kapitana, jeśli uznał, że jest ona choć odrobinę
większa od przeciętnej. Piracka wolność znajdowała
swój wyraz również w demonstracyjnym lekceważeniu
marynarskiego regulaminu, który zazwyczaj był bardzo
surowy na dawnych żaglowcach. Na okrętach pirackich nie
obowiązywały sztywne komendy, nie noszono mundurów i
dystynkcji, rzadko oddawano honory. Kapitanowie
pochodzili z wyboru, a nie królewskiego nadania, a swój
autorytet musieli zdobyć nie w drodze przestrzegania
surowej dyscypliny i serwowania okrutnyeh kar, ale
własną przebiegłością, odwagą i zdolnościami
nawigacyjnymi, często też brutalnością i grubiańskim
dowcipem. Jeżeli kapitan należycie wywiązywał się z
powierzonego mu zadania, był szanowany, przydzielano mu
znaczną część łupów, pilnie słuchano jego rad. Gdy
jednak zawiódł w walce lub podczas sztormu, okazał
litość lub nadmierne okrucieństwo, wysadzano go na
bezludnej wyspie lub porzucano w łodzi na peł nym
morzu. Taki los spotkał kapitana Edwarda Englanda za
okazanie miękkiego serca i kapitana Low za niepotrzebne
znęcanie się nad jeńcami i maltretowanie podwładnych.
Tego ostatniego porzucono na morzu bez wody, żywności i
wioseł.
Z drugiej strony to właśnie kapitanowie przykładali
starań i poszukiwali sposobów, by zaprowadzić
dyscyplinę na pokładzie swej jednostki. Od tego bowiem
zależał nie tylko ich sukces, ale też i całej
załogi, która jednak często nie chciała pamiętać o
tego rodzaju uzależnieniach. Miały im o tym
przypominać kapitańskie regulaminy, obowiązujące na
pokładach pirackich okrętów.
Jednym z pierwszych, który je zastosował był Francis
Drake. W jego kodeksie kary były następujące: za
rzucenie się z nożem na oficera - ucięcie ręki, za
bójkę z kolegą - trzykrotne wrzucenie do morza na
linie uwiązanej do rei, za kradzież - zgolenie głowy i
pomazanie jej mieszaniną gorącego oleju i pierza, za
spanie na służbie lub granie w karty - chłosta lub
marunowanie, czyli porzucenie na bezludnym lądzie.
Równocześnie jednak z tymi surowymi karami na okrętach
Drake"a i Hawkinsa było przyjęte, że kapitan
konsultuje się z załogą przed podjęciem ważnych
decyzji i często zdarzało się, że wola załogi
decydowała o kierunku i celu rejsu.
Johnson w swej Historii najsłynniejszych piratów
zapisał regulamin, który ustalił kapitan Bartholomew
Roberts po objęciu przywództwa po śmierci kapitana
Howela Davisa.
Głosił on między innymi:
"Każdy kamrat ma
głos w ważnych sprawach, ma równy udział w świeżej
prowizji i napitkach wyskokowych za każdym razem
złupionych, ma prawo korzystać z nich wedle własnej
woli, chyba że przy ich braku większością głosów
przejdzie ograniczenie konsumpcji. Każdy z załogi
będzie rzetelnie wywoływany według listy okrętowej na
pokład pryzu, ponieważ oprócz przypadającej na niego
części łupów, należy mu się z tej okazji zmiana
odzieży. Wszelako gdyby kompanię oszukał choćby na
dolara, kradnąc z zastaw stołowych, klejnotów lub
monet, spotka go kara marunowania.Gdyby dopuścił się
kradzieży tylko na szkodę towarzysza, poszkodowani
mogą ograniczyć się do napiętnowania go,
skancerowania nosa i uszu lub wyokrętować go na
odludziu, lecz w miejscu, gdzie może przeżyć. Nie
wolno nikomu grać w karty lub kości na pieniądze.
Latarnie i świece mają być co wieczór gaszone o
ósmej. Gdyby ktoś z załogi po tej godzinie pił
dłużej, winien wyjść na pokład. Broń należy
utrzymywać w czystości i gotowości. Na okręcie nie ma
miejsca ani dla chłopca, ani dla kobiety. Kto
wprowadziłby na okręt kobietę lub przemyciłby ją w
przebraniu, winien być karany śmiercią. Za dezercję z
okrętu lub opuszczenie stanowiska bojowego grozi kara
śmierci lub marunowanie".
Zakazane były wszelkie bójki na pokładzie, a
wszystkie spory mały być rozstrzygane na lądzie w
pojedynku na białą broń lub pistolety. Jeśli nie
było możliwości przeprowadzenia pojedynku lub zbrodnia
dotyczyła całej załogi, sprawę W swe ręce brał
piracki sąd złożony z kapitana i oficerów.
Johnson (Daniel Defoe), choć reprezentuje moralność
XVIII-wiecznej Anglii i szczerze nienawidzi piratów, w
tym przypadku nie może oprzeć się pokusie, aby nie
ujawnić sporej dozy sympatii dla pirackiego sądu, w
czym pomaga mu oczywiście niechęć do stosunków
panujących w sądownictwie jego kraju.
"Piracki sąd -
pisał - wymierzał sprawiedliwość inaczej niż wiele
sądów powołanych do swych czynności legalnymi aktami.
W pirackim świecie nie najmowało się adwokatów, a
przekupywanie świadków nie było praktykowane, ani też
kaptowanie przysięgłych, przekręcanie i przeinaczenie
ducha praw, ani gmatwanie i zaciemnianie sprawy
niezrozumiałością, termjnologią fachową i
bezużyteczną klasyfikacją".
Pirackie regulaminy największy nacisk kładły na
bezpieczeństwo i sprawność bojową załogi. A mogły
im zagrozić nie tylko brak odwagi, pijaństwo czy
lekceważenie obowiązków, ale też wewnętrzne
niesnaski. Temu służył zakaz gier hazardowych,
kradzieży i bójek. We wrogim świecie przetrwanie
pirackiej wspólnoty zależało bowiem przede wszystkim
od wzajemnej solidarności i lojalności jej członków.
Większość z nich miała zresztą tego świadomość.
Jak pisał Esquemeling, ,,we wzajemnych stosunkach są
życzliwi, miłosierni i uprzejmi do tego stopnia, że
jeśli jeden z nich zapragnie czegoś, co posiada drugi,
ten chętnie zaraz mu to oddaje".
A dzielono się wszystkim: pożywieniem, rumem,
kobietami.
Wartością naczelną było dobro wspólnoty, co z
zachwytem podkreślali XVIII-wieczni myśliciele,
nawołujący do powrotu do natury, do jej prostych,
sprawiedliwych praw. Podobnie było z dyscypliną.
Bezpańska, nie uznająca żadnej władzy gromada
wiecznie pijanych ludzi (i Robertsowi nie udało się
zaszczepić abstynencji swej załodze), w czasie wyprawy
przemieniała się w sprawną, precyzyjnie
wypełniającą rozkazy załogę. Jeden z jeńców,
wspominając pobyt na pokładzie pirackiej jednostki na
Oceanie Indyjskim, twierdził, że na okręcie tym
panowała doskonała dyscyplina, a służba przebiegała
sprawniej niż na okrętach Kompanii Wscho
dnioindyjskiej.
Oprócz kar W pirackich kodeksach przewidywano również
nagrody i zachęty dla tych, którzy okażą odwagę w
walce lub w inny sposób przyczynia się do sukcesu.
Kapitan Lowther, który na początku XVIII wieku
uprawiał piracki proceder na wodach Zachodniej Afryki, W
swym regulaminie przewidywał rniędzy innymi, że
"ten z załogi, kto pierwszy wypatrzy na morzu
żagiel, otrzyma najlepszy pistolet, jaki zostanie
znaleziony na pokładzie tego pryzu".
Równocześnie dla tego, kto pierwszy znaj dzie się na
tym pokładzie, przewidywał nagrodę ,,według uznania
kapitana i starszyzny załogi".
W większości przypadków nie trzeba było piratów
zachęcać do walki. Sami wiedzieli, że od ich odwagi
zależy sukces, dostatnie życie w portach i beczki
pełne rumu. Nie mieli zresztą nic do stracenia, a wiele
do zyskania. Stąd brała się też ich szaleńcza,
desperacka odwaga, która z czasem obok poczucia
wolności stała się ich prawdziwą obsesją.
Prześcigali się W szaleńczych wyścigach ze
śmiercią. Kazda oznaka słabości budziła W nich
niesmak. Jak pisze Esquemeling, wśród bukanierów
kapitan van Horn znany był z tego, że w czasie walki
uważnie obserwował członków swej załogi i gdy
zauważył u kogoś objawy strachu, dobywał szpady i
osobiście zabijał tego człowieka na miejscu.
|