Piracka flaga Edwarda Englanda 4_pesos_de_oro_filipinas_1862 Nowe Przygody 1970 - lewo Christopher CondentChristopher Condent Flag Christopher Condent
 | wstęp | Piraci i Korsarze | Skarby i łupy | Tło historyczne | Bibliografia  | Piraci w popkulturze | Historia Piractwa | Piracki Almanach

Historia dawnych piratów

 | STAROŻYTNOŚĆ  | ŚREDNIOWIECZE  | ATLANTYK  | MORZE ŚRÓDZIEMNE  | ANTYLE   | KARAIBY XVII w.  | "ZŁOTA ERA PIRACTWA"  | PIRACI OCEANU INDYJSKIEGO  | NOWOŻYTNI PIRACI BLISKIEGO I DALEKIEGO WSCHODU  | PIRACI AMERYKI  | ZMIERZCH PIRACTWA  |

tzw. "Złota era piractwa"
(połowa XVII i poczatki XVIII wieku)


"Przekęci przez Boga i ludzi"

Zmagania Francji z tzw. Ligą Augusburską, do której należały m.in. Anglia, Hiszpania i Holandia, kończy pokój w Utrechcie, zawarty w 1713 roku.

Podpisujące go państwa zobowiązały się równocześnie, że w działaniach wojennych nie będą korzystać z usług piratów, a wręcz przeciwnie, zarówno w czasie wojny, jak i pokoju, wszelkimi siłami zwalczać będą morskich rozbójników.

I nie były to czcze deklaracje.
Piractwo uprawiane w dawnym stylu przestawało być opłacalne, coraz mniej przynosiło zysków, a niosło coraz większe ryzyko utraty głowy.
Przestawał być to zawód dla ludzi kalkulujących i trzeźwo myślących, traktujących tę profesję jak każdą inną, może bardziej ryzykowną, ale za to rokującą szybkie wzbogacenie.

Tacy odchodzili pierwsi.
Ich symbolem może być Francuz Jean Dulaien, który po złupieniu kilku statków różnych bander, porzucił swych towarzyszy na Tortudze i wraz z łupami uciekł na swym okręcie ,,Sans Pitie" do Francji.

Do stojących na brzegu wykrzyknął jeszcze znamienne słowa:
Adieu, canailles! Je vais en France et je ne serai plus forban. (Żegnajcie, kanalie! Płynę do Francji i nie będę już więcej piratem).

Miejsce takich "praktycznych" piratów zaczęli zajmować inni, do tamtych niepodobni.
Tacy, którzy kochali ryzyko dla samego ryzyka, którzy byli okrutni nie dlatego, że chcieli zatajonych skarbów, ale dla przyjemności, jaką sprawiało im wyrządzanie okrucieństwa.
Którzy stawali się piratami niekiedy przez przypadek i bez specjalnej przyczyny.

W tych nowych czasach postaci pirackich kapitanów są najbliższe dzisiejszym filmowym i komiksowym wyobrazeniom.
W niektórych przypadkach piracka rzeczywistość przewyższa najbardziej fantastyczne wytwory wyobraźni literackiej i filmowej.

Z niedowierzaniem czytamy wiarygodne opisy pirackich wyczynów, stając w osłupieniu wobec okrucieństw, odwagi i fantazji pirackich kapitanów, których błyskotliwe kariery zazwyczaj nie były zbyt długotwałe.
Wybuchały nagle i równie szybko następował ich kres.
Ich bohaterowie zwykle ginęli gwałtowną śmiercią i odradzali się prawie natychmiast w legendach, które często towarzyszyły im za życia.

Takim szalonym, nieobliczalnym piratem był Edward Teach, alias - z powodu bujnego, czarnego zarostu - Czarnobrody.

Urodził się w Anglii w Bristolu, skąd jako dziecko dotarł do Indii Zachodnich.
Tam przystał do znanego pirata Benjamina Horningolda, u którego posiadł wszystkie tajniki pirackiego rzemiosła. Gdy rozpoczęły się prześladowania bukanierów na Jamajce, przeniósł się na New Providence, gdzie zebrał grupę oddanych mu ludzi, z którymi zdobył francuski żaglowiec płynący z Gwinei na Martynikę. Nazwał go "Queen Anne"s Revenge" (,,Zemsta królowej Anny") i zaczął uprawiać piractwo wzdłuż wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej.
Napadał i rabował bez różnicy statki Anglików, Francuzów, Hołendrów i Hiszpanów.

Według ówczesnych opisów Edward Teach był wysokim, krzepko zbudowanym mezczyzna z ogromną, opadającą na piersi kruczą brodą, którą zaplatał w warkoczyki, oraz dzikimi, pałajacymi okrucieństwem oczami.
Przez ramię przewieszony miał pendent, w którym tkwiły trzy pary pistolerów.
Za cholewami butów ukrywał cały arsenał noży, którymi potrafił rzucać z niewiaiygodną celnością.

W walce odznaczał się niesłychaną dzikością i okrucieństwem.
Rzadko brał jeńców, a najczęściej mordował ich, odcinając żywym ludziom palce wraz z noszonymi na nich pierścieniami. Do ulubionej jego zabawy należało strzelanie na oślep do swoich kompanów w czasie pijatyki.
Twierdził, że gdyby od czasu do czasu nie zabił któregoś z nich, to przestaliby go szanować jako przywódcę.

Czarnobrody był też niezrównanym wielbicielem płci pięknej.
W ciągu swego niezbyt długiego życia miał 16 żon, a kolejnych ślubów i rozwodów udzielał mu, z zachowaniem całego ceremoniału, jego pierwszy oficer.

W 1717 roku Teach przeniósł się do Nassau na Wyspach Bahama, a nastepnie znalazł kryjówkę w nadbrzeżnej wiosce Bath, położonej wśród mielizn wschodnich wybrzeży Karoliny Północnej.

Jego bezczelność wzrosła do tego stopnia, że w biały dzień odważył się napaść na port Charleston w Karolinie Południowej i złupić w nim 10 kupieckich statków.
W przedsięwzięciu tym pomógł mu skrycie gubernator Karoliny Północnej, Karol Eden, który był na żołdzie piratów.
Zaniepokojeni o swe życie i dochody mieszkańcy Charleston, postanowili w tej sytuacji zwrócić się z prośbą o rozprawienie się z Czarnobrodym do gubernatora sąsiedniej Wirginii.

[5 kwietnia 1718 roku kapitan Edward Thatch, znany również jako Czarnobrody na pokładzie swojego statku flagowego "Zemsta Królowej Anny" (Queen Anne's Revenge) schwytał Sloop przewożący ścięte kłody "Land of Promise", której kapitanem był Thomas Newton pływający po Zatoce Hondurasu.
Dodał go do swojej floty uwięzionych statków handlowych zorganizowanej z zamiarem schwytania "Protestant Caesar" pod dowództwem kapitana Wyera z Bostonu, który skutecznie odparł atak Stede Bonneta i Załogi Zemsty (Revenge).

Thatch miał obsesję na punkcie schwytania Protestanckiego Cezara, obawiając się, że jeśli Wyerowi uda się uniknąć pirackiego ataku, inni kapitanowie handlowi ośmielą się pójść w ich ślady.
Zagrywka opłaciła się, gdy wkrótce potem zauważono Protestanckiego Cezara na kotwicy w Zatoce Hondurasu.
Kapitan Wyer i załoga porzucili statek i uciekli do dżungli Hondurasu, zamiast stawić czoła hordzie piratów płynącej w jego stronę.]


Kapitan Edward Thatch, znany również jako Czarnobrody

Jesienią 1718 roku wysłał on przeciwko piratom dwa niewielkie słupy "Pearl" i "Lime", dowodzone przez porucznika Roberta Maynarda.
Równocześnie wydał proklamację: "Akt ku zachęceniu do ujęcia i zgładzenia piratów", która wyznaczała następujące nagrody:
"(. . .) Za Edwarda Teacha, zwanego pospolicie Czarnobrody - l00 funtów; za każdego innego kapitana pirackiego statku, slupu lub brygu - 40 funtów; za każdego porucznika, oficera, kwatermistrza, bosmana lub cieślę 20 funtów".

Walka rozegrała się pośród piaszczystych płycizn, tam gdzie znajdowała się kryjówka Czarnobrodego. Maynard, który go tam odnalazł, dysponował już tylko jednym slupem, gdyż drugi, uszkodzony, musiał porzucić. A i ten, mimo niewielkiego zanurzenia, rychło wszedł na mieliznę. Pragnąc za wszelką cenę dopaść pirata, Maynard nakazał wyrzucić za burtę "Pearl" wszystkie zapasy żywności i wody. A gdy to nie pomogło, za burtę poszły również działa.
Wreszcie Czarnobrody był w pułapce, ale jak pisze Charles Johnson w "Historii najsłynniejszych piratów", wcale się tym nie przejął.

Na żądanie Maynarda, aby złożył broń, odrzekł:
,, Diabli was wiedzą, obwiesie, kim jesteście i skąd przybywacie.
_ Po banderze widzisz, że nie piraci - odrzekł Maynard.
Na to Teach, podnosząc kieliszek i przepijając do Anglika, rzekł:
- Niech mnie piekło pochłonie, jeśli cię oszczędzę albo sam zawołam o pardon. _
- Nie spodziewam się po tobie pardonu i ty nie spodziewaj się po mnie - odparł Maynard".

Anglicy ciągle się zbliżali i gdy znaleźli się w zasięgu ognia dział, z pokładu pirackiego okrętu oddano do nich armatnią salwę, która pozbawiła życia ponad połowę załogi "Pearl".
Maynard, nie mając już dział, dążył do abordazu. Obawiając się następnej salwy pirata polecił swej załodze, aby schroniła się pod pokładem, a sam pozostał przy sterze. Ostrożność ta zapewniła mu zwycięstwo, gdyż Czarnobrody przygotowywał już kolejną śmiercionośną niespodziankę.
Po zwarciu się obydwu okrętów burtami, piraci obrzucili pokład angielskiego slupa granatami własnej produkcji.

Gdy wiatr rozwiał dymy po eksplozjach, Teach widząc, iz pokład przeciwnika jest pusty, krzyknął:
- "Wszyscy dostali w łeb, z wyjątkiem trzech czy czterech, skoczmy więc na pokład i porąbiemy ich na sztuki".

Gdy to uczynili, na spotkanie im wybiegli ludzie Maynarda i wywiązała się zacięta walka.
Czarnobrody walczył jak szalony, mimo odniesionych 25 ran. Wreszcie zwalił się na pokład i po chwili jego odcięta głowa okolona czarną, zakrwawioną brodą, zawisła na bukszprycie zwycięskiego okrętu. W ładowniach pirackiego statku, obok listów kompromitujących gubernatora Edena, Anglicy znaleźli dowód, ze Czarnobrody drogo zamierzał sprzedać swe zycie. Pośród beczek prochu stał czarnoskóry chłopiec, mający na rozkaz kapitana wysadzić okręt w powietrze.
Będąc na pokładzie angielskiego slupa Teach nie był w stanie wydać tej ostatniej komendy.

Z Czarnobrodym współdziałał w pewnym okresie inny pirat noszący nazwisko Stede Bonnet.
Wcześniej był on zamożnym plantatorem, wykształconym i powszechnie szanowanym mieszkańcem Barbados. Dopiero nieszczęśliwy związek małżeński i zapewne postępująca depresja psychiczna spowodowały, że porzucił żonę i majątek, aby w niebezpiecznym, pełnym przygód życiu pirata szukać zapomnienia od codziennych trosk.
Za własne pieniądze kupił duży zaglowiec, który nazwał "Revenge" i zwerbował na niego siedemdziesięciu ludzi.
Ponieważ sam nie znał się na morskim rzemiośle, obowiązki kapitana powierzył niejakiemu Richardsowi, który z czasem, widząc brak woli Bonneta, uzurpował sobie absolutną władzę na okręcie.

W 1717 roku załoga "Revenge" wspólnie z ludźmi Czarnobrodego z "Queen Anne's Revenge" uprawiały piractwo u wybrzezy Wirginii i Karoliny.

[4 kwietnia 1717 roku w Bluefield's Bay na Jamajce kapitan Benjamin Hornigold i kapitan Napping, znany również jako Nappin, zdobyli Sloop Revenge przewożąc ładunek hiszpańskiego złota. Ofiara opisała flagę Jolly Roger Napina jako "głowę śmierci i klepsydrę"]


Flaga Jolly Roger, Kapitana Nappina

W roku następnym, wkrótce po śmierci Teacha, pułkownik William Rhet zdobył "Revenge" i Bonnet trafił do więzienia w Charleston.
Z racji dobrego pochodzenia i ponieważ nie brał udziału w zbrodniach, miał szansę na niską karę, a nawet ułaskawienie. Uciekł jednak z więzienia przed ogłoszeniem wyroku. Schwytany powtórnie został skazany na śmierć, a wyrok wykonano. Dopiero w drodze na szafot, umierając ze strachu i żebrząc o darowanie życia, musiał sobie Bonnet uświadomić, że rozrywka, której się oddał, kończy się w smutny i żałosny sposób.
Ale na wycofanie się z niej było już za późno.

Również przypadkowo, jak twierdzi autor Historii najsłynniejszych piratów, na drogę występku wkroczył inny sławny w pierwszej połowie XVIII wieku pirat - Howel Davis.
W młodości był on oficerem na statku "Cadogan", który trudnił się handlem czarnymi niewolnikami. Pewnego dnia w trakcie podróży z Nassau do Afryki Zachodniej ,,Cadogan" został zaatakowany przez pirata Edwarda Englanda. W zaciętej walce, która wywiązała się na pokładzie żaglowca, został zabity jego kapitan, a Davis dał wiele dowodów odwagi. W dowód uznania England zaproponował mu współpracę, a napotkawszy odmowę, zwrócił wolność jemu i całej ocalałej z walki załodze. Polecił im jednak, aby udali się do Brazylii, gdzie mogliby korzystnie sprzedać niewolników znajdujących się w ładowniach "Cadogana", a dochód podzielić między siebie.

Mimo tej zachęty, Davis nadal nie zamierzał wstępować na drogę występku i skierował statek ku jego pierwotnemu przeznaczeniu - na wyspę Barbados.

Tam jednak, wskutek kłamliwych zeznań, posądzony został o współpracę z piratami.
"Na wszelki wypadek" został wtrącony do więzienia, a kiedy go uwolniono po kilku miesiącach, w sercu jego pałała już tylko chęć zemsty. Popłynął na pobliską New Providence i dołączył do piratów.

Za radą przywódcy pirackiej republiki - Woodesa Rogersa, zaciągnął się na slup "Buck", który uprawiał kontrabandę na Morzu Karaibskim.
Wkrótce też zachęcił swych kamratów, aby wypłynąć na szersze wody i zająć się prawdziwym pirackim rzemiosłem. Wybrany na kapitana, na czele trzydziestopięcioosobowej załogi pożeglował na wschód, w rejon Wysp Zielonego Przylądka. Będąc w ich pobliżu, aby wprowadzić w błąd portugalskich mieszkańców tych wysp, Davis nakazał wciągnąć na najwyższy maszt "Bucka" angielską flagę.
Podstęp powiódł się i Portugalczycy przyjaźnie przyjęli przybyszów, zaopatrując ich w wodę i żywność, a nawet nawiązując z nimi kontakty towarzyskie.

Po kilku tygodniach postoju piraci spostrzegli jednak, że bogactwa mieszkańców wysp nie są zbyt oszałamiające i zdecydowali się wypłynąć w poszukiwaniu lepszych perspektyw.
Stosując ten sam podstęp z angielską flagą, zatrzymali się na redzie portugalskiego fortu leżącego u ujścia rzeki Gambii. Na ląd udał się Davis w towarzystwie kilku elegancko ubranych oficerów, podających się za angielskich kupców podróżujących do Senegalu w celu nabycia niewolników.
"Angielscy dżentelmeni" zostali łaskawie przyjęci przez gubernatora faktorii i na ich cześć wydano ucztę.

W czasie jej trwania, gdy spożywano trunki przywiezione przez gości, zaszedł jednak nie przewidziany przez Portugalczyków incydent.
Oto podczas wznoszenia toastu goście nagle wydobyli pistolety i przystawiając je gospodarzom do brzuchów, zażądali wydania wszystkich pieniędzy i kosztowności.
W tym czasie załoga szalupy, która przywiozła "kupców" na ląd, opanowała kordegardę fortu, a po chwili z wieży ściągnięto portugalską flagę, co stanowiło umówiony znak dla przebywającej na okręcie załogi o powodzeniu akcji.

Ładowanie łupów nie trwało długo i po kilku godzinach piraci byli już na morzu. Po chwili jednak Davis dostrzegł zbliżający się ku nim na pełnych żaglach okręt, który wydał mu się angielskim okrętem wojennym.
Padły rozkazy przygotowania się do walki, z której, sądząc po uzbrojeniu przeciwnika, piraci nie mogli wyjść zwycięsko. Wrogi okręt zbliżył się na odległość strzału, odpalił salwę całoburtową, wywieszając równocześnie piracką flagę i rozkaz natychmiastowego poddania. Na takie dictum Davis wywiesił również swój piracki znak i w ten sposób doszło do spotkania dwóch pirackich obwiesiów, ziomków z New Providence.
Groźnym przybyszem okazał się pirat pochodzenia francuskiego, zwany La Bouse (również La Bouche).

Wkrótce dołączył do nich trzeci piracki statek dowodzony przez kapitana Thomasa Cocklyna i wszyscy trzej zdecydowali się działać pewien czas wspólnie.
Wodzem wybrany został Davis, który jednak przyjął tę godność z zastrzeżeniem, że kiedy
,,nadmiar trunków zaszczepi ducha niezgody i kłótni (...), tak jak żeśmy spotkali się w miłości, tak rozstańmy się w miłości, gdyż nie może być zgody wśród trzech spierających się".

W ciągu następnych kilku miesięcy piraci zdobyli siedem pryzów z niewolnikami, złotem i kością słoniową.
Davis porzucił swego małego "Bucka" i przeniósł się na zdobyczny "Royal Rover".

Na okręcie tym pożeglował w kierunku Wyspy Książęcej, zagarniając po drodze angielski statek niewolniczy ,,Princess".
Używając tego samego co poprzednio podstępu, piraci przedstawili się jako angielska eskadra polująca na piratów.
Bezczelność ich była tak wielka, że ośmielili się obrabować stojący na redzie okręt francuski, twierdząc, że jego kapitan nielegalnie handluje z piratami.

Ośmielony tym sukcesem Davis postanowił powtórnie zastosować ten sam scenariusz co w Gambii.
Zaprosił na pokład swego okrętu gubernatora wysp i wysokich urzędników, aby następnie w trakcie uczty uwięzić ich proponując zwrócenie wolności za cenę wysokiego okupu. Tym razem jednak podstęp ten nie powiódł się. Wyjawił go jeden z przebywających na pirackim okręcie niewolników, który nocą przepłynął na ląd i doniósł o wszystkim Portugalczykom.
Następnego dnia, gdy Davis w towarzystwie swych oficerów przybył na ląd, aby zabrać gubernatora na ucztę, powitała go salwa z muszkietów. Jedna z pierwszych kul śmiertelnie ugodziła pirata, ale ten padając wydobył jeszcze pistolet i strzelał do wrogów.
Charles Johnson twierdzi, że postąpił tak jak trenowany do walki kogut, który już śmiertelnie ranny nie rozluźnia uścisku dzioba, którym ściska krtań przeciwnika.

Następcą Davisa wybrany został jego ziomek, urodzony również w Anglii, trzydziestosześcioletni Bartholornew Roberts.

Jego staż piracki był wówczas bardzo krótki, gdyż do niedawna jeszcze był on podoficerem na wspomnianym statku "Princess" i dopiero po zdobyciu go przez Davisa wstąpił w szeregi piratów.
Na kapitana wybrano go w drodze kompromisu, chcąc w ten sposób pogodzić innych, bardziej nadających się na tę funkcję, ale rywalizujących ze sobą kandydatów. Rozpoczynaj ąc swą karierę z tak niewygodnej, pozycji Roberts wkrótce jednak pokazał, że w pełni zasługuje na kapitańską godność.
Dowodzony przez niego "Royal Rover" natknął się w pobliżu Afryki Zachodniej na portugalską armadę złożoną z 42 okrętów, zmierzającą do Lizbony.

Zamiast uciekać od tej potęgi jak najdalej, zaczął krążyć wokół niej, zbierając informacje.
Dowiedział się, że skarbiec floty znajduje się na okręcie "Sagrada Familia", uzbrojonym w 40 dział i posiadającym na pokładzie 150 ludzi. Nie zważając na to, jak również lekcewaząc obecność okrętów wojennych stanowiących eskortę armady, Roberts zaatakował ów "pływający skarbiec". Jego zaskoczona załoga szybko uległa w walce wręcz, a okręty wojenne nie zdązyły przyjść z pomocą.
,,Sagrada Familia"
została uprowadzona na pełne morze, a wraz z nią w ręce piratów dostało się 40 tysięcy złotych monet i wiele kosztowności, wśród których znajdował się złoty krzyż wysadzany diamentami przeznaczony dla króla Portugalii.

Po dwóch tygodniach postoju na Wyspie Diabelskiej Roberts skierował sie na Morze Karaibskie.
Po drodze napotkał jednak angielski patrol morski i uciekając przed nim musiał porzucić na pełnym morzu "Royal Rover". Po tej przygodzie słuch o nim zaginął na kilka miesiecy, a następne informacje o odwaznym piracie pochodzą z czerwca 1720 roku.

Gubernator Spotwood z Nowej Fundlandii donosił wówczas, że w zatoce Trepanny, w której kotwiczyło wiele statków kupieckich, pojawił się uzbrojony w 10 dział slup mający na pokładzie nie więcej niż 60 ludzi, który w sposób śmiały i bezwzględny obrabował wiele jednostek, a ich załogi uprowadził w niewolę.

Bostońska gazeta "News Letter" pisała, że slup Robertsa
"przybył z towarzyszeniem bicia w kotły, wśród dźwięków trąb, z rozwiniętą angielską flagą i piracką banderą na maszcie, wyobrażającą czaszkę i bojowy tasak"
.

Później, działając wzdłuż wybrzeży Ameryki Północnej, zdobył Roberts okręt francuski, uzbrojony w 36 dział, który nazwał "Royal Fortune".
Jednostka ta służyła później piratom w wielu akcjach, między innymi w czasie zdobywania angielskiego statku "Samuel", który przewoził na swym pokładzie wielu zamożnych pasażerów.

Dziennikarz z "News Letter" oskarżył wówczas Robertsa o to, że żezwolił swoim ludziom na torturowanie i znęcanie się nad szlachetnie urodzonymi, ale właśnie w przypadku tego pirata ogólnie panujący stereotyp okazał się nieprawdziwy.
Roberts nie brał alkoholu do ust i dbał o dyscyplinę na pokładzie.

Johnson podaje, że po zabiciu w gniewie pijanego członka załogi, który go publicznie obrażał, Roberts kazał wymierzyć sobie karę chłosty, którą przerwano dopiero na prośbę oficerów, obawiających się poderwania kapitańskiego autorytetu.

Latem 1720 roku Roberts znów przybył na Morze Karaibskie.
Jak donosił gubernator francuskich Wysp Zawietrznych, tego lata piraci zdobyli 15 statków handlowych oraz holenderski okręt wojenny uzbrojony w 42 działa. Żegluga w tym rejonie praktycznie zamarła. Gubernator Wirginii, ogarnięty paniką, nakazał rozmieścić wzdłuż wybrzeży całej podległej mu kolonii działa mające zabezpieczyć jej mieszkańców przed "groźnym piratem Robertsem".
A ów groźny pirat, paraliżujący strachem mieszkańców znacznej części Ameryki, dysponował wówczas dwoma średniej wielkości żaglowcami "Royal Fortune" i "Good Fortune" - oraz 150 ludźmi. Wkrótce też większą część ich utracił.
Rozzuchwalony sukcesami postanowił bowiem szukać szczęścia na wodach afrykańskich. Popłynął na południe i "ryczących czterdziestkach" pokonał Atlantyk. Była to ciężka podróż śród swztormów i cisz morskich. Wielu jego ludzi zmarło w tym czasie i zgubił się też "Good Fortune" z 70 ludźmi, dowodzony przez Thomasa Astisa (właściwie Anstisa - uw. moja).
Później okazało się, że pirat ten, który rozpoczynał swą karierę wraz z Robertsem na slupie "Buck", i uważał się za równego jemu, powrócił do Indii Zachodnich, aby tam działać na własną rękę.

Roberts tymczasem dopłynął do brzegów Senegalu, gdzie zdobył kupiecki żaglowiec, który zagarnął dla własnych potrzeb, zmieniając jego nazwę na ,,Ranger".
Następnie podstępem opanował francuską fregatę ,,Onslaw", a ponieważ był to okręt nowy i dobrze uzbrojony porzucił swój rozlatujący się już żaglowiec i przeniósł się nań, ze starego zabierając jedynie nazwę "Royal Fortune".

W trakcie zajmowania fregaty zdarzył się też incydent, który wymownie świadczy o tym, że nawet w tych nowozytnych już przecież czasach, gdy rozbój dokonywany na lądzie potępiany był jednoznacznie i kategorycznie, piractwo nadal nie miało tak jednoznacznych ocen.

Charles Johnson powiada, że
"większość marynarzy (,,Onslowa".) dobrowolnie przyłączyła się do piratów i zachęcali do tego żołnierzy, których transportowali do fortu Cape Corso. Zwiedzeni famą waleczności piratów, żołnierze wyimaginowali sobie, że przystać do piratów to tyle, co wyruszyć na wyprawę błędnych rycerzy, bronić uciśnionych i zdobyć sławę, więc i oni zgłosili swe dobre chęci. Jednak spotkali się ze sprzeciwem piratów, mających szczurów lądowych w takiej pogardzie, że dłuższy czas obstawali przy swej odmowie. Wreszcie znudzeni molestowaniem i przez wzgląd na krzepkich ludzi wśród wojaków, aby nie dać im zmarnieć na głodowych racjach, przyjęli ich do bractwa na ćwierć udziału i - jak powiadali - z litości".

W tym czasie zuchwałość Robertsa osiągnęła szczyty.
Kapitanom obrabowanych statków wystawiał pełne zarozumialczej pychy rachunki, które brzmiały np. tak: "Zaświadcza się dla tych, których to może dotyczyć, że my rycerze fortuny otrzymaliśmy osiem funtów złotego piasku jako okup od okrętu <<Hardy>> pod komendą kapitana Dittwitta i z tego względu uwolniliśmy wspomniany statek". Wśród innych ich pryzów znalazł się "King Salomon", należący do angielskiej Królewskiej Kompanii Afrykańskiej, holenderski statek "Flushing" oraz żaglowiec "Porcupine", przewożący niewolników, który piraci podpalili wraz z ładunkiem skazując Murzynów na śmierć w płomieniach lub w morzu rojącym się od rekinów.

Mimo tych sukcesów koniec piratów był już bliski.
Pod koniec 1721 roku na wniosek Kompanii Afrykańskiej, ponoszącej coraz większe straty, na wody Zatoki Gwinejskiej wysłany został angielski okręt wojenny HMS "Swallow", dowodzony przez doświadczonego w walkach z piratami kapitana Chalonera Ogle. W kilka dni po przybyciu Anglicy natknęli się na piracką eskadrę zakotwiczoną obok wyspy Parrot.
Piraci nie rozpoznali wrogie go okrętu wojennego, którego działa były zamaskowane, i wzięli go za portugalski statek handlowy. Spodziewając się łatwej zdobyczy, Roberts wysłał przeciwko niemu ,,Rangera". Gdy prawda wyszła na jaw, po krótkiej wymianie ognia jego załoga poddała się, choć kilku desperatów próbowało wysadzić okręt w powietrze.
Następnego dnia "Swallow" powrócił w to samo miejsce, a jego załoga wypatrzyła w niewielkiej zatoczce "Royal Fortune" stojący na kotwicy. Piraci byli zaskoczeni, w większości pijani, a Roberts jadł właśnie śniadanie. Mimo iż zdawał sobie sprawę z kiepskiej wartości bojowej swych ludzi, odważnie przystąpił do walki. Nakazał postawić żagle i wypłynął naprzeciw Anglikowi.
Jak pisze Johnson, "prezentował się wspaniale podczas boju. Miał na sobie kamizelkę z karmazynowego adamaszku, takież spodnie, czerwone pióro w kapeluszu, a na szyi złoty łańcuch ze zwisającym diamentowym krzyżem, rapier w ręku i parę pistoletów na jedwabnym sznurze, przewieszonym modą piracką przez ramię.
Opowiadano, że rozkazy rzucał pewnie i dziarsko. Kiedy znalazł się blisko Swallow, w przewidzianej pozycji, przeszedł przez jego salwę, podniósł czarną flagę i otworzył ogień, odchodząc od nieprzyjaciela pod wszystkimi żaglami, jakie zdołał postawić.
Uciekłby prawdopodobnie, gdyby żeglował z wiatrem, jak radził mu pewien dezerter z angielskiego okrętu, ale on uznał, że należy halsować. Może wiatr się zmienił, a może popełniono błąd na sterze, dość że żagle wpadły w łopot, wybiło je na drugą stronę i Royal Fortune stracił prędkość.

Swallow po raz kolejny podszedł do pirata i wystrzelił salwę.
Roberts zakończyłby bój pewnie z wielką desperacją, gdyby nie przyleciała śmierć z gwizdem kartaczy i nie raziła go w samo gardło. Siadł na ciągach armatnich i skonał.
Zgodnie z zyczeniem, jakie ciągle powtarzał za życia, jego ciało w kompletnym stroju i uzbrojeniu natychmiast wyrzucono za burtę.

Śmierć przywódcy, którego wielu uważało za nieśmiertelnego, gdyż tyle razy igrał ze śmiercią, złamała ducha walki wśród piratów.
Poddali się i zostali przewiezieni do lochów fortu na przylądku Corso. Miejscowy kapelan usiłował nawrócić ich tam na drogę dobra, ale jak pisze Johnson, było to trudne zadanie, gdyż większość z nich myślała jedynie o tym, jak uciec na morze i dalej uprawiać ,,słodki zawód".

Wszystkich też, w liczbie 169, skazano na śmierć.