.....
Tło piractwa nierozerwalnie związane jest z
przyczynami piractwa . A te są róznorodne i w każdej
epoce były one trochę inne.
W starozytności, kiedy piractwo nie uchodziło
bynajmniej za zajecie niegodne czy zbrodnicze, a w
przypadku sukcesów uznawane było za chwalebne,
stanowiło ono ryzykowny, ale bardzo "męski"
sposób zarabiania na życie.
Było eż okazją, w przeciwieństwie do uprawiania
winnicy czy pieczenia chleba, do wykazania się odwagą,
zyskania chwały i podziwu. Dawało też szansę
szybkiego wzbogacenia się, zdobycia bogatych łupów i
niewolników. Na pewno były to także przyczyny
niodłacznie związane z tym zajęciem - niezależnie od
epoki - takie motywy jak fantazja, brawura, chęć życia
ciekawego pełnego przygód, ryzyka i możliwość
poznania szerokiego świata, eglując po nieznanych
morzach.
W okresie dominacji i ekspansji Rzymu, który usilował
zdominować każdą sferę życia swoich (i nie tylko)
obywateli okoliczności te uległy pewnej zmianie.
Głównym motywe zajęcia się piractwem przestała być
chęć zdobycia sławy i bogactwa lub nawet fantazja.
Przyczyny stały się przyziemne - to bieda, a nawet
nędza oraz brak życiowych perspektyw pchał ludzi do
rozbojów, w tym także rozboju morskiego. Do piractwa
dołączały się kolejne zdeklasowane jednostki,
których państwo rzymskie zepchnęło na skraj ndzy,
poniżenia i wyzuło z możliwości innych form
normalnego życia.
Dodatkowo liczne wojny wewnętrzne i zewnetrzne
spowodowały nietrwałość stosunków społeczno-
gospodarczych, a przemoc wojenna łatwiej skłaniała
poddanych do oporu.
Piraci wywodzili się głównie z najniższych warstw
społecznych, ludzie zubożali, pozbawieni środków do
życia, którym wojna odebrała dom, rodzinę, majątek,
zburzyła miasta i osiedla. Zrujnowała i doprowadziła
do nędzy. Do tych biedaków dołączali często i
odgrywali tam role przywódcze wygnańcy polityczni,
poszukiwacze przygód, przestepcy i zwykli rabusie.
Zdarzali się także i ludzie dobrze urodzeni, z bogatych
i szanowanych rodów patrycjuszowskich, których brawura
i chęć sławy skłaniała do poszukiwania ryzyka. Lecz
w większości byli to niewolnicy, zbiegli od swych
właścicieli oraz ludzie, którzy przez wojnę stracili
majatek, popadli w nędzę i szukali sposobu na życie w
rozboju także morskim.
Podobnie było wśredniowieczu. Wczesne średniowecze to
okres uciązliwych najazdów wikingów. Okres piratów
posukujących sławy i łupów. Późne średniowecze
zaś to czas narastania konfliktów społecznych w
wielkich miastach handlowych pomiędzy bardzo bogatym
patrycjatem miejskim, a pozbawionym praw uboglim plebsem
miejskim, często emigrantami ze znisczonych wiosek,
pozbawieni wszelkich praw. Do głosu znowu dochodzi
nędza i brak środków do życia. To było m.in.
przyczyną powstania i szybkiego rozwoju bractwa piratów
witalijskich (ang. Victual Brothers, niem.
Vitalienbrüder) walczących z
bogatymi miastami Hanzy.
Wieki XVI i XVII to okres wielkich pdkryć
geograficznych, gdy Europejczycy otwierają się na
świat, ale też okres wielkich i wyniszczających wojen
religijnych zapoczątkowanych powstaniem reformacji.
Okres ten stworzył rzesze kondotierów oraz zawodowych
żołnierzy wynajmowanych przez wszystkie strony
konfliktu, a zarazem bezkarnie łupiących podbite
tereny. Na tym tle pojawiała się znou nędza i brak
życiowych perspektyw. Nagle zubożali szlachcice i
mieszczanie, przesladowani przez lokalne władze
koscielne i państwowe oraz nieależnych książąt (słynna
maksyma: qui regio, eui religio - "czyja władza
tego religia") innowiercy, wyznawcy sekt
religijnych, żydzi przeganiani w pogromach, jakobici
uciekający z Anglii, nie mogli sobie znaleźć miejsca w
ówczesnym porządku społecznym. Kontestując go i
szujkając możliwości przeżycia licznie trafiali do
band zbójeckich, a gdy petla zaciskała się co raz
bardziej szukajac ucieczki w rozboju na morzu, zasilajac
szeregi bukanierów.
Karaiby na zachodzie Europy spełnaóy w tym czasie
rolę, którą pełniła na wschodzie Sicz Kozaków
Zaporoskich, do których zbiegali wszyscy uciśnieni z
każdego niemal zakątka Europy. Oba te ośrodki (a były
także i inne, mniejsze jak np. piraci żydowscy z
Północnej Afryki, czy Uskocy na Adriatyku) skupiału
element najbardziej niepokojny, krnąbrny i
anarchizujący. Podobnie też jak Sicz Zaporoska, wolne
bractwa bukanierów były swoistym wentylem
bezpieczeństwa chroniącym struktury państwowe przed
ich rozsadzeniem i były z tych powodów tolerowane.
Oczywiście do czasu, gdy siły państw stały się już
wystarczające aby je zgnieść i stłumić, podobnie jak
Rzym oczyszczający z piratów, w starozytności basen
Morza Śródziemnego.
Państwa bowiem nigdy nie były skłonne do tolerowania
tego typu "nieporządku", rozsadnika anarchizmu
i złego przykładu dla "porządnych
obywateli". I w obu przypadkach nastąpiło to
niemal jednocześnie - na przełomie XVII i XVIII wieku.
Stulecia następne to powstanie i rozwój kolonializmu,
powstania absolutystycznych państw kolonialnych i
"ostatecznego podziału świata" czego
wstępną próbę stanowił traktat z Traktat z
Tordesillas z XVI wieku pomiędzy Hiszpanią i
Portugalią, niezrealizowany wówczas jeszcze poniewż do
gry weszły inne mocarstwa (Holandia, Anglia i Francja)
W okresie XVIII i XIX wieku nie było już miejsca dla
"wolnych pirackich republik", gromadzących
odważnych mężczyzn i nie liczących się z władzami
państw. Każdy piracki kapitan działał już wówczas
na własną rękę, starając sie nie tyle
przeciwdziałać okrętom rządowym co ich skutecznie
unikać.
W ówczesnym czasie tłem piractwa były dwa ważne
zjawiska społeczne i technologiczne.
Pierwsze zjawisko to duch kupieckiej, kolonialnej
przedsiębiorczości traktującej świat jako wielką
zdobycz, dzikie ale obfitujące w bogactwa pole, teren,
na którym zardny i przedsiębiorczy Europejczyk,
wyposazony w w swą wiedzę i wynalazki - z których
najważniejsze to broń palna i okręt żaglowy - bez
trudu może zobyć wielką fortunę. I nawet jeżeli -
tak jak bohater ówczesnej powieści, Robinson Crusoe -
znalazł się na bezludnej wyspie w sytuacji, zda się
beznadziejnej, to jego upór, determinacja otwarty umysł
na walkę z przeciwnościami świata, przyrodą i
"dzikusami" potrafiła przekształcić ową
bezludną wyspę w europejską faktorię rzadzoną mocno
przez Europejczyka przy pomocy "ucywilizowanego
dzikusa" Piętaszka.
Przy takim założeniu piractwo, szczególnie to
uprawiane kosztem ludów tubylczych, uchodziło za jedną
z form "działania na własny rachunek" i taką
tez eufeministyczną nazwę nosiło ono wówczas, np. w
ksiązkach piewcy europejskiej zaradności Daniela Defoe
(Piszącego też, pod pseudonimem Charlesa Johnsona o
piratach w ksiązce "A General History of the
Robberies and Murders of the most notorious Pyrates"
- skrócona wersja polska : Historia
najsłynniejszych piratów, ich zbrodnicze wyczynki i
rabunki)
I po prawdzie niewiele to rózniło się od innych odmian
kolonialnej aktywności, stosowanej wówczs przez
Europejczyków.
Drugie zjawisko, które wystepowało już wcześniej, ale
nasiliło się w XVIII wieku, to stosunki panujące we
flocie państw kolonialnych.
Ekspoloatacja świata, dalekomoorski handel i komunikacja
wymuszały budowę co raz większej liczby i co raz
większych żaglowców. Do obsługi kazdego z nich
potrzeba było kilkuset marynarzy, a tych zaczęło co
raz bardziej brakować. Władze kompanii handlowych
chwytały się przeróżnych sposobów, aby temu
zapobiec. Gdy nie pomagały namowy i zachęty, stosowano
podstęp lub przemoc, w portowych tawernach zaczynali
działać "handlarze marynarskich dusz"
upijający mężczyzn i w tym stanie dostarczających ich
na statki. Władze państwowe werbujące ludzi na okręty
wojenne postępowały jeszcze bardziej zdecydowanie. W
Anglii na ulicach portowych miast dokonywały się
formalne "branki" do Royal Navy, czyli zwykłe
polowanie na ludzi. Często zdarzałosie też, że
kapitanowie okrętów wojennych próbowali uzupełniać
swą załogę na morzu, zatrzymując pod groźbą dział
napotkany sttek handlowy. Niekiedy dochodziło na tym tle
do prawdziwych bitew.
Już sam fakt przymusu i ograniczania wolności
nastrajał załogi statków wrogo wobec kapitana i
armatora i mógł stać się przy sprzyjających
okolicznościach zarzewiem buntu i wywieszeniem pirackiej
flagi. Były jednak przyczyny i dodatkowe, do których
zaliczyć nalezy warunki życia na dawnych żaglowcach:
kiepskie i monotonne jedzenie, duszny kubryk lub barłóg
na pokładzie do spania, nie gojace się rany, które
jątrzyła sól i ciągłe ryzyko śmierci przy obsłudze
żagli na szczytach masztów. Był wrescie cały
regulamin okrutnych kar, mających utrzymać dyscyplinę
wśród tej czeredy niezadowolonych, buntowniczych
mężczyzn. Z lżejsze przewinienia karano chłostą,
używając do tego słynnego "dziewięcioogonowego
kota", czyli bicza złozonego z dziewięciu
rzemieni, na końcu opatrzonymi ołowianymi kulkami.
Karą za kradzież było zgolenie głowy, którą
polewano słomą i posypywano pierzem. Za wyciągnięcie
w czasie bójki noża przepoławiano dłoń temu, który
uczynił to pierwszy. Jeśli uczynili to obydwaj, kazdy
otrzymał 100 uderzeń grubą liną, a ich dłonie
przybijano nożami do masztu. Za cięższe przewinienia,
takie jak odżeganie do buntu, rzucenie się z nożem na
kapitana czy spanie na wachcie, w wyniku czego statek
wszedł na mieliznę, kary były bardziej drastyczne: od
śmierci głodowej, poprzez powieszenie na rei aż do
przeciągania pod kilem. Ten ostatni sposób wynaleźli
podobno piraci berberyjscy. H.W. van Loon, autor Dziejów
zdobycia mórz, tak opisuje tę operację: "Do rąk i nóg
skazanego na tę karę człowiekaprzywiązywano liny.
Linę przywiązaną do jego nóg przeciągano pod kilem
okrętu i przez blok umieszczony na ońcu jednej z rei
okretowych. Następnie wyrzucano skazańca z burtęi
wygiagano do góry z drugiej strony okrętu. To, co
pozostało z niego po tej opreracji (często był tak
pokaleczony muszlami i zardzewiałymi gwoździami
kadłuba, że umierał z upływu krwi) oddawano lekarzowi
okrętowemu, który przemywał rany mieszaniną wody i
rumu i pozostawiał nieszczęśliwca własnemu losowi; to
znaczy, że człowiek ten mógł w zależności od swych
sił zywotnych - wylizać się lub umrzeć"
W takiej sytuacji zarzewie buntu tliło sie bardziej
lub mniej na każdym statku. Bunt stanowił jakieś
rozwiązanie beznadziejnego losu wiekszosci załóg, zaś
jego konsekwencja - piractwo, stwarzała nie tylko
realną mozliwość polepszenia warunkóe życia, ale
też przy odrobinie szczęścia, rysowało zachęcajace
perspektywy na przyszłość. W większości wyadków
liczyła sie tylko głównie chwila obecna, cieszenie
się zyciem, wolnością i rumem, było treścią
pirackiej "filozofii". W najgorszym przypadku
bilans zyciowych zysków i strat zamykał się tym samym
ujemnym saldem. Śmierć na stryczku w Wapping Dock była
tą samą śmiercią , która zabierała marynarza
spadającego do morza w czasie refowania żagli czy
umierającego na szkorbut lub dyzenterię. A
śmiertelność w ówczesnych flotach była
zastraszająco duża, przeciatny marynarz nie dozywał 30
lat. Wyznanie Robertsa, będącego swego rodzaju
intelektualistą wśród piratów, doskonale oddaje
istotę pirackiej pokusy:
"Wyznał - pisze Charles Johnson - że nie znosił
traktowania go z góry przez zwirzchników, jacy mu
przypadli w udziale, a w morskiej włóczędze przywykł
do pogoni za nowością i do odmiany losu. W uczciwej
służbie - mawiał - wikt skapy, niskie płace i praca
cięzka. W tej tu obfitość i sytość, rozkosz i
wygoda, swoboda i potęga. I któż nie uzna jej za
lepszą, jeżeli cały hazard takiego zycia sprowadza
się do przykrej perspektywy, że w jajgorszym razie w
parę chwil się udusi. Nie, moje motto to zycie
krótkie, ale wesołe".
Ta deklaracja odróżnia w sposób znaczący
XVIII-wiecznych "rycerzy fortuny", zwolenników
"słodkiego zawodu" i przedsiebiorców
"działających na własny rachunek" od
gangsterów i bandytów następnych dwu stuleci, którzy
choć aspirując do miana pirata, mieli z nim jedynie to
wspólne, że rabowali na morzach.
|