Żydowskie
piractwo na przestrzeni dziejów
(zobacz
także: Żydowscy
piraci starożytności, Żydowscy
piraci Średniowiecza oraz Żydowscy
piraci Jamajki)
Motto:
"They are pirates !"
(tytuł rozdziału z cytowanej książki)
Pozornie tytuł tej strony wydaje się
(dla laika !) absurdany - żydzi
jak i pozostali semici kojarzeni są
jako być może czasami dzielni, a nawet brawurowi ale jako
mieszkańcy pustyń Bliskiego Wschodu lub
północnej Afryki, ale nigdy jako ludy morza
!.
A jednak jest inaczej - wielokrotnie
ludy semickie wybierały się na wędrówkę morskimi
szlakami (najczęściej - a jakże jak to semici w celach
handlowych !) - ale tam gdzie pojawia się kupiec
wiozący cenne towary, tam często czyha na niego
rozbójnik lub pirat.
Znani są wszak piraci arabscy, okazuje się także iż
również inni semici, żydzi na przestrzeni wieków,
korzystając z okazji, lub co zdarzało się równie
często, będąc do tego przymuszonymi okolicznościami
stawali się piratami.
Zagadnieniu temu poświęcam kilka podstron, tu zaś,
tytułem zagajenia i wprowadzenia w temat, zacytuję
fragment książki Gabriea Maciejewskiego, pt.
"Żydzi i imperia", który wydobywa
okoliczności znamiennych faktów w pirackiej historii
"Narodu Wybranego", na tle szerszych
uwarunkowań epok w których działali.
Strona poświęcona historii żydowskiego piractwa
Moneta, o której za chwilę
napiszę, dostępna jest na amerykańskich aukcjach W
cenie 175 dolarów.
Na awersie widzimy profil cesarza Wespazjana, a na
rewersie postać bogini zwycięstwa stojącej na dziobie
okrętu z gałązka palmową i wieńcem oraz napis VICTORA NAVALIS -
Zwycięstwo morskie.
Litery S C znajdujące się pod stopami bogini,
oznaczają słowa senatus consulto, czyli uchwała
senatu.
Umieszczenie ich na monecie to znak, że jej wartość
jest gwarantowana przez senat.
Moneta ta, wybita w znacznej bardzo ilości upamiętnia
zwycięstwo żołnierzy i marynarzy cesarza Wespazjana
nad żydowskimi piratami z Jaffy.
Bitwa o Jaffę rozegrała się w roku 67 n.e., a jej
przebieg relacjonuje nam Józef Flawiusz. Ponoć było
tak - cesarz Wespazjan rozkazał zaatakować Jaffę, gniazdo żydowskiego
piractwa. Jej mieszkańcy zaś uciekli na
morze na swoich lekkich łodziach, które służyły im
do napadania na rzymskie konwoje wiozace zboże ze
wschodu do Italii.
Na morzu Żydów zaskoczyła burza i wiatr rozpędził
okręty, które następnie zaczęły tonać.
Ci, którzy ocaleli na resztkach kadłubów, postanowili
w większości popełnić samobójstwo, rozumiejac, że
nie
maja co liczyć na litość Rzymian. Część jednak -
żywa - została wyrzucona na brzeg. Tych Rzymianie bez
litości wymordowali.
Jaffa stała się schronieniem morskich rozbójników za
czasów ostatniego władcy Judei z dynastii Hasmoneuszy, Antygona
Il Matatiasza.
Rzymianie oskarżali go wprost o sprzyjanie piractwu i
wysyłanie na morze okrętów zagarniajacych rzymskie
zboze. Antygon II Mlatatiasz był władcą zasiadającym
na tronie Judei z łaski i z gwarancją władców
partyjskich.
Jego konkurentem, protegowanym Rzymu był Herod Wielki,
który go w końcu pokonał, przekazał w ręce Rzymian,
a ci skazali go na śmierć. Sami zaś przystąpili do
likwidacji gniazd oporu w królestwie żydowskim, w
których znajdowali się jeszcze zwolennicy Antygona.
Miejscem takim była Jaffa.
Zwycięstwo nad piratami musiało być wielkie i
świetne, a korzyści zeń płynące niebagatelne, skoro
cesarz kazał upamiętnić je monetą. Jaffę zaś kazał
zburzyć.
Było to drugie już zburzenie tego miasta z rozkazu
Rzymian. Było to też pierwsze skuteczne zniszczenie żydowskich,
pirackich flotylli przez siły
imperialne.
Trzeba teraz zadać ważne pytanie czy znane sa inne,
prócz opisanych tutaj, wyczyny żydowskich
korsarzy?
Oczywiście, ze tak.
Sa nawet tacy, którzy twierdzą, że całe nowożytne
piractwo było domeną marranów wypędzonych z Hiszpanii
i Portugalii.
Opinia taka opiera się na dwóch nazwiskach znanych na
Morzu Sródziemnym korsarzy - Sinana Reisa
i Samuela Pallache.
Ich błyskotliwe sukcesy i dynamika działań
spowodowały, że współcześnie całe piractwo
berberyjskie stulecia XVI, wliczając w
to niektórych tureckich admirałów, uważa się za
żydowskie.
To nie jest prawda.
Opiszemy jednak wyczyny naszych dwóch bohaterów.
Najpierw jednak istotne bardzo spostrzeżenie dotyczące
skuteczności działań na morzu podejmowanych przez
Turków w czasie ich zmagań z imperium hiszpańskim.
Zaczerpnąłem je z ksiązki Fernanda Braudela
Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce
Filipa II.
Mówiąc o skuteczności tureckiej na morzu, autorzy
opierają się zwykle na motywach zaczerpniętych z
tureckiej propagandy okresu złotego wieku, czyli
panowania Sulejmana
Wspaniałego.
Władca ten skrupulatnie i dokładnie kazał
odwzorowywać w malarstwie i iluminatorstwie i grafice
sukcesy swoje i swoich marynarzy. Przeważnie też każda
morska wyprawa opracowywana była graficznie -- a to
znaczy także propagandowo -- w ten sposób, by osoba
sułtana była widoczna i zauważalna przez wszystkich.
Choć przeciez sam sułtan nie brał udziału w
ekspedycjach ruszających na zachód. Nie miało to
znaczenia.
Zwycięstwa morskie, których rzeczywiście było sporo,
propaganda państwowa wyciskała jak cytrynę, czyniąc z
nich sukcesy ponadnaturalne niemal, a do tego jeszcze
powielane w setkach egzemplarzy.
Potęga turecka wydawała się większa niz w
rzeczywistości również z innego powodu.
Warunki do żeglugi były na wschodzie znacznie lepsze
niz w basenach zachodnich Morza Śródziemnego. Klimat
był bardziej suchy, gorętszy, wiosna przychodziła
wcześniej i wybuchała gwałtowniej.
Morze na wschodzie uspokajało się wcześniej i było
zdatne do żeglugi w chwili, kiedy z portów na zachodzie
nie ośmielali się wychodzić najśmielsi kapitanowie.
Turcy mieli zawsze kilka tygodni zapasu, który dawał
wielokrotnie przewagę ugruntowujacą zwycięstwa i
gwarantował bezpieczne łupienie brzegów
chrześcijańskich.
Oczywiście umiejętności admirałów, kapitanów i
majtków nie były bez znaczenia, ale - jak powiedziałem
- oceniamy rzecz w skali kontynentu.
Na ocenę szczegółowych okoliczności przyjdzie czas.
Jeśli zaś idzie o żydowskich piratów, ruszali oni na
morze jeszcze rychlej niz admirałowie sułtańscy,
przyłaczali się ze swoimi flotyllami do wielkich
ekspedycji zmierzających ku hiszpańskim posiadłościom
w Afryce oraz Italii i brali udział w bitwach morskich
rozsławiających ich imię w całej Europie, takze na
północy.
Sinan Reis zwany Wielkim Żydem
walczył ponoć pod
banderą z wizerunkiem wielkiej gwiazdy Dawida, a jego misje były na tyle szczególne, ze
poświęcimy im tu kilka akapitów.
Zacznę od wieści fałszywej.
Sława Sinana była tak wielka, że portugalski wicekról Indii był przekonany, ze korsarz z rozkazu
sułtana przemierzy Ocean Indyjski i zaatakuje
posiadłości królewskie na wybrzeżu indyjskim,
współpracując z wojskami sułtana Kalikatu.
Nic takiego się oczywiście nie stało. Sinan jednak
wział aktywny udział w bitwie pod Preveza, gdzie Turcy
pokonali silna sprzymierzoną flotę dowodzona przez
genueńskiego admirała
Andreę Dorię.
Bitwa
pod Prevezą
otwiera okres niepodzielnego panowania Turków we
wschodniej części Morza Śródziemnego, otwiera tez
złoty okres piractwa morskiego, którym parać zaczęli
się nie tylko wymienieni tutaj Żydzi, ale takze
kapitanowie i admirałowie osmańscy.
Zachodnia połać śródziemnomorza była dla nich
otwarta i az do roku 1571 chrześcijanie mogli jedynie
reagować na ataki Turków bez jakiejkolwiek mozliwości
podjęcia powaznej akcji zaczepnej.
Bitwa rozegrała się we wrześniu 1538 roku, a wzięli w
niej udział wszyscy najsławniejsi tureccy zeglarze ~ Sinan
Reis, Turgut i Hajraddin Barbarossa.
Przewaga sił chrześcijańskich nie na wiele się zdała
wobec determinacji Turków, dynamiki ich działań, a
takze zajadłości, z jaka walczyli Sinan i Barbarossa.
Andrea Doria wycofał w końcu swoja flotę,
pozostawiając flotę papieską oraz wenecką na łasce
wroga. Turcy nie stracili w tej bitwie ani jednej
jednostki.
Następnym etapem w ekspansji morskiej imperium
osmańskiego było usunięcie chrześcijan z basenu Morza
Egejskiego i jak najdalej na zachód sięgające eskapady
pirackie.
W tych zaś celował Sinan Reis. Jego życie obrosło
legenda większa nawet niż życie admirałów takich jak
Turgut, który przez cztery lata, wzięty do niewoli,
wiosłował na hiszpańskiej galerze.
Sinan wielokrotnie powracał w legendach jako ten. który
po zbudowaniu wielkiej floty na Morzu Czerwonym ruszy na
pomoc Indiom i usunie z nich chrześcijan.
Koncepcja ta wydaje się o tyle ciekawa, że w zapiskach
Krzysztofa Kolumba
pojawia się fragment mówiący 0 tym, że zg0dę na jego
wyprawę ku lndiom drogą zachodnią ich królewskie
moście - Izabela i Ferdynand - wydały jednocześnie z
decyzja o usunięciu z Hiszpanii Żydow.
Motyw uderzenia na Indie może być jedną z wielu
wskazowek, które mówią, nam o tym, że polityka
globalna to nie polityka imperiów, choć te bardz0 by
chciały, by tak było.
Polityka globalna to domena organizacji handlowych o
charakterze bezpaństwowym, z ktorymi w dobie nowożytnej
konkurować mogły jedynie takie twory jak Zjednoczone
Prowincje Niderlandów.
Dlaczego konkurować, a nie współpracować ?
Wszak Holendrzy przyjęli żydowskich uchodźców i
wspólnie z nimi eksploatowali odległe krainy?
Nie istnieje nic takiego jak głęboka współpraca w
interesach.
Powierzchowne sojusze w obliczu poważnych zagrożeń -
tak, ale trwała, głęboka współpraca.
Mimo takiej konstatacji opowiedziny teraz o próbie
nawiązania takiej współpracy.
W roku 1586 rozpoczęły się w Italii chude lata, rok w
rok półwysep dotykała klęska nieurodzajii i nie było
mowy o tym, by zboże rozprowadzane po całym zachodnim
basenie Morza Śródziemnego wypływało z włoskich
portów, w należytej ilości.
I wtedy w portach i na całym morzu wewnętrznym zaczęli
pojawiać się kupcy z Niderlandów.
Ich statki wyładowane były zbożem przywożonym
wprost z Gdańska.
Tam trafiało ono z pól nadwiślańskich,
nadbużańskich i naddnieprzańskich, czyli z
Rzeczpospolitej po prostu.
Kraje południa stojące wobec widma głodu
kontraktowały ogromne ilości zboża u pośredników z
Amsterdamu, Lubeki, Hamburga.
Niektórzy zaś władcy wyprawiali swoich ludzi wprost do
Gdańska, by ci kupowali tam tyle ziarna, ile się da i
transportowali je czym się da na południe.
Tak właśnie w roku 1590 uczynił książę Toskanii.
Przewiezienie zboża na Morze Śródziemne i jego
dystrybucja w portach nie była łatwa, albowiem
wymagało to zgody Hiszpanów, czyli osobistego
pozwolenia króla Filipa Il. On zaś potrafił wydać
taką zgodę, a następnie jego ludzie potrafili
zaaresztować statki wyładowane ziarnem, nie dając w
zamian słowa
wyjaśnienia.
Ponieważ sytuacja pomiędzy zbuntowanymi prowincjaini
niderlandzkimi a Hiszpanią była złożona i dynamiczna,
nie można było w zasadzie mówić o jakichś
oficjalnych porozumieniach.
Te oczywi-
ście realizowane za kulisami, ale co były warte,
pokazuje powyższy przykład.
I w takim właśnie newralgicznym momencie pojawił się
w Hadze człowiek, którego zobaczyć możemy na obrazie Rembrandta
zatytułowanym Męźczyzna w stroju orientalnym.
Jest to potomek znakomitej żydowskiej rodziny, która po
wydaleniu z Hiszpanii osiadła w Maroku i zrobiła tam
zawrotną karierę u boku miejscowego beja.
Człowiek, którego widzimy na obrazie, nazywał się Samuel
Pallache i był piratem.
Był także posłańcem, którego władca Maroka wysłał
do Niderlandów, by tam nawiązał stosunki dyplomatyczne
z miejscową elitą.
Dlaczego akurat jego - Żyda i korsarza?
Bo Hiszpanie zbliżający się do bankructwa byli zbyt
rozdrażnieni, by respektować własne, tajne
porozumienia z holenderskimi kupcami i potrzebny był
ktoś, kto narzuci relacjom handlowym
hiszpańsko-holenderskim tak pożądaną w hurtowym
handlu dyscyplinę.
Tym człowiekiem był właśnie Samuel
Pallache.
W źródłach piszą o tych relacjach dyplomatycznych i
stawiają je za wzór porozumienia pomiędzy wrogimi
sobie cywilizacjami.
To jest piękne ujęcie tematu, ale porozumień tajnych i
efektywniejszych było wcześniej bardzo wiele, tyle że
nikt nie uważał za stosowne, by je ujawniać.
Kiedy przyszło do spraw podstawowych, czyli dzielenia
chleba wśród głodujących, można było rzecz ująć w
takie właśnie ramy, a rodzinę Pallache nazwać pierwszymi
sefardyjskimi Żydami jacy osiedlili się w Niderlandach.
Samuel Pallache oraz jego współpracownicy trudniący
się rozbójnictwem morskim za pozwoleniem władcy Maroka
byli tym czynnikiem, który zaczął po roku 1590
decydować, czy importowane z północy zboże dotrze do
tych, którzy je zakontraktowali, czy też może, wskutek
tajnych rozkazów króla Hiszpanii albo może przez
niesubordynację jego urzędników, zostanie rozładowane
w innym niż docelowy porcie.
Relacje marokańsko-niderlandzkie miały swoje tło.
Był nim trwały, choć przerywany różnymi
nieprzyjemnymi epizodami sojusz francusko-turecki.
Holendrzy przez długi czas pływali po Morzu
Sródziemnym pod francuską banderą i mogli korzystać z
francuskich przywilejów w tureckich portach.
Sami zawarli sojusz z Marokiem w grudniu roku 1610.
Sygnatariuszami tego traktatu zwanego Traktatem o
Przyjaźni i Wolnym Handlu był Samuel Pallache i jego brat Józef,
który po śmierci Samuela pozostał w Niderlandach i
korzystał z przywilejów, jakie jego rodzinie zapewnił
książę Maurycy Orański.
Wielu autorów kwestionuje korsarskie przygody Samuela,
uważając, że są one współczesną nadinterpretacją
powstałą na fali przypisywania Żydom wielu
malowniczych wyczynów w historii.
Obecności jednak marranów na Morzu Sródziemnym i w portach
afrykańskich nie kwestionuje nikt. Piractwo to jest zbyt
poważna i istotna dla dynamiki handlu sprawa, by można
było sobie z niej stroić żarty. Służyło ono zawsze
tym, którzy na wezwanie koniunktur stawiali się
ostatni, już to przez piętrzące się na ich drodze
przeszkody, już to przez ubóstwo środków, jakimi
dysponowali niekorelujące wcale z ambicjami
popychającymi ich do działania.
Fernand Braudel napisał, że piractwo jest bronią
biednych.
To nieprawda.
Ono jest bronią oszczędnych. To niezwykle wydajne
narzędzie ekonomiczne, które sprawdza się nie tylko w
latach nieurodzaju. O czym się wkrótce przekonamy.
W 2008 roku niedaleko Kingston na Jamajce odkryto stary
cmentarz.
Na nim zaś nagrobki z napisami w języku hebrajskim i
wyobrażeniami czaszek i skrzyżowanych pod nimi
piszczeli. Mają to być mogiły
żydowskich piratów walczących najpierw
we własnym, a potem w imieniu korony brytyjskiej z
Hiszpanami.
Pojawienie się informacji 0 tych nagrobkach każe nam
tutaj postawić pytanie - czy Jack Sparrow był Żydem?
Ilość dokrętek filmu z Johnnym Deepem wskazuje, że
jednak tak i nie ma od tej myśli ucieczki.
Nie będziemy tu jednak zartować i postawimy inne,
poważne bardzo pytanie ~ czym piractwo
śródziemnomorskie różniło się od karaibskiego ?
Samuel Pallache był poważnym człowiekiem,
przedstawicielem poważnej rodziny, z którym układali
się ludzie tacy jak książę Maurycy Orański.
Wśród kwestii, jakie wobec żydowskiego wysłannika
beja Maroka postawili przedstawiciele księcia i
Zjednoczonych Prowincji, znalazły się także te
dotyczące boskiej natury Pana Naszego Jezusa Chrystusa.
Nie wiemy, jak Pallache i bej wybrnęliz takiego
ambarasu, ale rozwój wypadków wskazywał, że
szczęśliwie.
Ludziom pokroju Jacka Sparrowa nikt takich pytań nie
stawiał.
Oni mieli jedynie -~ w imieniu korony -- grabić
hiszpańskie i francuskie statki, a ich załogi mordować
lub sprzedawać w niewolę.
Żadnych dodatkowych instrukcji korona tym ludziom nie
przedstawiała.
Nikt też wśród Anglików nie traktował ich jak
równych sobie, co także może być odpowiedzią na
pytanie, dlaczego akurat Żydzi zostali korsarzami na
Karaibach.
Degradacja w oczach Anglików jest zwykle ostateczna i
nie ma od niej odwołania.
Jeśli więc ludziom tym pozwolono działać w imieniu
korony, to z całą pewnością przy założeniu, że są
to postaci niezasługujące na nic poza pogardą, które
po wykorzystaniu usunie się z oblicza świata.
Zanim przejdę do omówienia niektórych ż tych dziwnych
postaci, wspomnę tylko, że działali oni w ramach ruchu
tak zwanych bukanierów, czyli rozbójników
morsko-lądowych, działających w basenie Morza
Karaibskiego.
Ich działalność została w pewnym momencie obudowana
legendą, mówiącą, że są oni wygnanymi z Europy
przez katolików protestantami, którzy, rabując statki
i miasta w Ameryce, mieli się mścić za swoje
upokorzenia i śmierć najbliższych na starym
kontynencie.
Im więcej faktów na fałszywość tego twierdzenia
będziemy przytaczać, tym większym się ono będzie
cieszyć wzięciem.
Wielu bukanierów to poddani brytyjscy, którzy, jeśli
mieli przed czym uciekać, to tylko przod nieludzkim
aparatem wyzysku, jaki czynny był na Wyspie w XVI i XVII
wieku.
Najsławniejszym zaś z nich był walijczyk
Henry Morgan, człowiek, którego portret
odnaleźć możemy na butelkach rumu stojacych na
półkach w każdym supermarkecie.
Morgan zrezygnował z kariery bukaniera i oddał się do
dyspozycji królowi Karolowi H.
Nie była to postać w kręgach brytyjskiej marynarki
nieznana, albowiem Morgan służył wcześniej na
okręcie sir Christophera Myngsa,
również korsarza, ale o wiele lepiej sytuowanego w
brytyjskiej hierarchii.
Morgan był swego rodzaju probierzem stosunków pomiędzy
dworem w Londynie, a dworem w Madrycie.
Kiedy te się normowały, Morgan lądował w Tower, kiedy
zaś były napięte, lądował na wybrzeżach
hiszpańskich kolonii.
Jak chce Edward
Kitzler, autor książki o żydowskich piratach z
Karaibów,
adiutantem Morgana był niejaki Moses
Cohen Henriques Eanes, wygnaniec z
Portugalii, potomek wielkiej rodziny, który z zemsty
rzecz jasna ~ wraz z Morganem atakował hiszpańskie
statki i miasta na wybrzeżu.
Zanim trafił do Morgana, Moses współpracował z
Holendrami i brał ponoć udział w słynnym zagarnięciu
srebrnego konwoju, który 1628 roku Piet
Pieterszoon Hein przyprowadził do
Amestrdamu.
Nic jednak nie wiadomo o procentowym udziale Mosesa w
łupach z tej akcji.
W osobie Mosesa łącza się wszystkie prawie watki ze
znanych nam dobrze filmów 0 przygodach piratów. Był
czarnobrodym rozbójnikiem morskim, walczył przeciwko
Hiszpanom, a potem przeciwko Portugalczykom, zdobył i
utrzymywał własna wyspę w pobliżu
wybrzeży Brazylii, gdzie ukrywał zrabowane na
morzu skarby.
Przewodził ponoć całemu żydowskiemu kontyngentowi,
który Holendrzy wystawili do walki z Portugalczykami w
Brazylii, tego jednak już nie zobaczymy w żadnym
hollywoodzkim obrazie o dzielnych piratach.
Zadziwiajaco skape są informacje o innych niż Moses
piratach żydowskich z Karaibów, zważywszy na liczbę
nagrobków na odkrytym niedaleko Kingston cmentarzu.
Kitzler wymienia na przykład nazwisko Jakuba
Koriela, który miał być hiszpańskim
kapitanem, zdradzonym przez swoich marynarzy i wtrąconym
do lochu przez inkwizycję. Potem zaś, cudem wydostawszy
się z niewoli, Koriel rozpoczął swoja zadziwiająca
karierę na morzu, by w końcu, dręczony wy
rzutami sumienia, zakończyć życie jako starzec pilnie
studiujacy kabałę.
Zadziwiajaca popularność tych figur w popkulturze
powoduje chęć przypisywania żydowskiego pochodzenia
wszystkim sławnym korsarzom.
Ot choćby takiemu Jeanowi Lafitte.
Kim był ten człowiek, czytelnicy orientuja się
doskonale.
Pirat z Nowego Orleanu, bohater wojny
amerykańsko-brytyjskiej, który uratował skórę i
honor generała, a późniejszego prezydenta Andrew
Jacksona.
O żydowskim pochodzeniu Lafittefa przebakiwano co
prawda, ale nikt tej kwestii nie podnosił aż do roku
2006, kiedy to w
Jerusalem Post ukazał się artykuł autorstwa Edwarda
Bernarda Glicka, w
którym szanowany ten naukowiec wysuwa tezę, że Lafittc
to sefardyjski Żyd, podobnie jak jego pierwsza żona,
że urodził się na Wyspach Dziewiczych, a dowodził nie
jednym okrętem, ale całą flotyllą i dawał się we
znaki Hiszpanom.
To są uwodzicielskie projekcje, ale póki co poza
Glickiem nikt ich nie potwierdził. Lafitte zaś był
przestępcą ściganyin przez prawo korony, potem zaś,
by zapewnić sobie bezpieczne życie, postanowił pomóc
Jacksonowi w czasie obrony Nowego Orleanu.
To on ponoć wpadł na pomysł, by stanowiska strzeleckie
Amerykanów obudować belami bawełny, w których
grzęzły kule brytyjskiej piechoty.
Można pomyśleć, że podejście do życia, które
reprezentował Jean Lafitte i jego brat
Pierre, wykluczało rozważanie
zagadnień tak skomplikowanych jak ustalenia kto jest, a
kto nie jest Żydern i jakie to niesie ze sobą
konsekwencje.
Można jednak także znaleźć informację, że przed
premierą filmu o życiu Jeana w roku 1958 usunięto
wszystkie wzmianki o jego żydowskim pochodzeniu.
Na czym więc oparł swoje dociekania profesor Glick?
Ponoć na notatce z osobistej Biblii Jeana, gdzie
napisał on własnoręcznie kilka słów dotyczących
jego hiszpańsko-sefardyjskiego pochodzenia. Nie chce mi
się wierzyć w to, że w roku 1958 ktokolwiek mógł
usuwać jakieś wzmianki o Żydach z amerykańskiego
filmu, ale takie informacje krążą po sieci. Warto
więc
je tu przytoczyć.
Warto także wspomnieć o aferze, która wybuchła w
środowisku amerykańskich historyków w roku 1948.
Niejaki John Andrechyne Laffin ujawnił wówczas, że
posiada autentyczny dziennik Lafi?tte'a.
Przez wiele lat eksperci nie kwestionowali
autentyczności dokumentu, ale Lafin wplątał się w
inne afery związane z fałszowaniem listów Andrew
Jacksona i DaVy'ego Crocketta.
Większość amerykańskich historyków zgodna jest co do
tego, że dziennik Lafitta jest umiejętnym
fałszerstwem.
Zastanawiające jest to, że prócz pracy Edwarda
Kitzlera nie ukazała się, póki co, żadna inna
dotycząca żydowskiego piractwa na Karaibach, a szkoda,
bo przecież każdy z nagrobków znalezionych na
cmentarzu pod Kingston musi mieć swoją historię,
odczytanie zaś widniejących na nich napisów w języku
hebrajskim nie powinno nastręczać trudności.
Może po prostu badacze milczą, bo dzieje tych
bohaterów, którzy kazali oznaczyć swoje mogiły
czaszką i piszczelami, nie są zbyt budujące.
Z całą pewnością nie tak budujące i nie tak
malownicze jak dzieje Jeana Lafitte, który otrzymał od
Jacksona obywatelstwo amerykańskie, na którego cześć
zbudowano w Luizjanie park historyczny odwiedzany przez
amerykańskie dzieci zainteresowane historią.
Najważniejsza zaś z legend mówi, że uratował
on Napoleona Bonaparte i przewiózł go bezpiecznie do
Luizjany.
|