Piracka flaga Edwarda Englanda 4_pesos_de_oro_filipinas_1862 Nowe Przygody 1970 - lewo Christopher CondentChristopher Condent Flag Christopher Condent
 | wstęp | Piraci i Korsarze | Skarby i łupy | Tło historyczne | Bibliografia  | Piraci w popkulturze | Historia Piractwa | Piracki Almanach

Piraci i korsarze
 | Definicje | Sławni piraci i korsarze | Piraci arabscy | Piraci żydowscy |

Żydowskie piractwo na przestrzeni dziejów
(zobacz także: Żydowscy piraci starożytności, Żydowscy piraci Średniowiecza oraz Żydowscy piraci Jamajki)


Motto:
"They are pirates !"
(tytuł rozdziału z cytowanej książki)


Pozornie tytuł tej strony wydaje się (dla laika !) absurdany - żydzi jak i pozostali semici kojarzeni są jako być może czasami dzielni, a nawet brawurowi ale jako mieszkańcy pustyń Bliskiego Wschodu lub północnej Afryki, ale nigdy jako ludy morza !.

A jednak jest inaczej - wielokrotnie ludy semickie wybierały się na wędrówkę morskimi szlakami (najczęściej - a jakże jak to semici w celach handlowych !) - ale tam gdzie pojawia się kupiec wiozący cenne towary, tam często czyha na niego rozbójnik lub pirat.
Znani są wszak piraci arabscy, okazuje się także iż również inni semici, żydzi na przestrzeni wieków, korzystając z okazji, lub co zdarzało się równie często, będąc do tego przymuszonymi okolicznościami stawali się piratami.

Zagadnieniu temu poświęcam kilka podstron, tu zaś, tytułem zagajenia i wprowadzenia w temat, zacytuję fragment książki Gabriea Maciejewskiego, pt. "Żydzi i imperia", który wydobywa okoliczności znamiennych faktów w pirackiej historii "Narodu Wybranego", na tle szerszych uwarunkowań epok w których działali.


Strona poświęcona historii żydowskiego piractwa

Moneta, o której za chwilę napiszę, dostępna jest na amerykańskich aukcjach W cenie 175 dolarów.
Na awersie widzimy profil cesarza Wespazjana, a na rewersie postać bogini zwycięstwa stojącej na dziobie okrętu z gałązka palmową i wieńcem oraz napis
VICTORA NAVALIS - Zwycięstwo morskie.
Litery S C znajdujące się pod stopami bogini, oznaczają słowa
senatus consulto, czyli uchwała senatu. Umieszczenie ich na monecie to znak, że jej wartość jest gwarantowana przez senat.

Moneta ta, wybita w znacznej bardzo ilości upamiętnia zwycięstwo żołnierzy i marynarzy cesarza Wespazjana nad żydowskimi piratami z Jaffy.
Bitwa o Jaffę rozegrała się w roku 67 n.e., a jej przebieg relacjonuje nam Józef Flawiusz. Ponoć było tak - cesarz Wespazjan rozkazał zaatakować
Jaffę, gniazdo żydowskiego piractwa. Jej mieszkańcy zaś uciekli na morze na swoich lekkich łodziach, które służyły im do napadania na rzymskie konwoje wiozace zboże ze wschodu do Italii.
Na morzu Żydów zaskoczyła burza i wiatr rozpędził okręty, które następnie zaczęły tonać.
Ci, którzy ocaleli na resztkach kadłubów, postanowili w większości popełnić samobójstwo, rozumiejac, że nie
maja co liczyć na litość Rzymian. Część jednak - żywa - została wyrzucona na brzeg. Tych Rzymianie bez litości wymordowali.

Jaffa stała się schronieniem morskich rozbójników za czasów ostatniego władcy Judei z dynastii Hasmoneuszy,
Antygona Il Matatiasza.
Rzymianie oskarżali go wprost o sprzyjanie piractwu i wysyłanie na morze okrętów zagarniajacych rzymskie zboze. Antygon II Mlatatiasz był władcą zasiadającym na tronie Judei z łaski i z gwarancją władców partyjskich.
Jego konkurentem, protegowanym Rzymu był Herod Wielki, który go w końcu pokonał, przekazał w ręce Rzymian, a ci skazali go na śmierć. Sami zaś przystąpili do likwidacji gniazd oporu w królestwie żydowskim, w których znajdowali się jeszcze zwolennicy Antygona.

Miejscem takim była
Jaffa.
Zwycięstwo nad piratami musiało być wielkie i świetne, a korzyści zeń płynące niebagatelne, skoro cesarz kazał upamiętnić je monetą. Jaffę zaś kazał zburzyć.
Było to drugie już zburzenie tego miasta z rozkazu Rzymian. Było to też pierwsze skuteczne zniszczenie
żydowskich, pirackich flotylli przez siły imperialne.

Trzeba teraz zadać ważne pytanie czy znane sa inne, prócz opisanych tutaj, wyczyny
żydowskich korsarzy?

Oczywiście, ze tak.
Sa nawet tacy, którzy twierdzą, że całe nowożytne piractwo było domeną marranów wypędzonych z Hiszpanii i Portugalii.

Opinia taka opiera się na dwóch nazwiskach znanych na Morzu Sródziemnym korsarzy -
Sinana Reisa i Samuela Pallache.
Ich błyskotliwe sukcesy i dynamika działań spowodowały, że współcześnie całe
piractwo berberyjskie stulecia XVI, wliczając w to niektórych tureckich admirałów, uważa się za żydowskie.

To nie jest prawda.
Opiszemy jednak wyczyny naszych dwóch bohaterów.
Najpierw jednak istotne bardzo spostrzeżenie dotyczące skuteczności działań na morzu podejmowanych przez Turków w czasie ich zmagań z imperium hiszpańskim.
Zaczerpnąłem je z ksiązki
Fernanda Braudela Morze Śródziemne i świat śródziemnomorski w epoce Filipa II.

Mówiąc o skuteczności tureckiej na morzu, autorzy opierają się zwykle na motywach zaczerpniętych z tureckiej propagandy okresu złotego wieku, czyli panowania
Sulejmana Wspaniałego.
Władca ten skrupulatnie i dokładnie kazał odwzorowywać w malarstwie i iluminatorstwie i grafice sukcesy swoje i swoich marynarzy. Przeważnie też każda morska wyprawa opracowywana była graficznie -- a to znaczy także propagandowo -- w ten sposób, by osoba sułtana była widoczna i zauważalna przez wszystkich. Choć przeciez sam sułtan nie brał udziału w ekspedycjach ruszających na zachód. Nie miało to znaczenia.
Zwycięstwa morskie, których rzeczywiście było sporo, propaganda państwowa wyciskała jak cytrynę, czyniąc z nich sukcesy ponadnaturalne niemal, a do tego jeszcze powielane w setkach egzemplarzy.

Potęga turecka wydawała się większa niz w rzeczywistości również z innego powodu.
Warunki do żeglugi były na wschodzie znacznie lepsze niz w basenach zachodnich Morza Śródziemnego. Klimat był bardziej suchy, gorętszy, wiosna przychodziła wcześniej i wybuchała gwałtowniej.
Morze na wschodzie uspokajało się wcześniej i było zdatne do żeglugi w chwili, kiedy z portów na zachodzie nie ośmielali się wychodzić najśmielsi kapitanowie.
Turcy mieli zawsze kilka tygodni zapasu, który dawał wielokrotnie przewagę ugruntowujacą zwycięstwa i gwarantował bezpieczne łupienie brzegów chrześcijańskich.

Oczywiście umiejętności admirałów, kapitanów i majtków nie były bez znaczenia, ale - jak powiedziałem - oceniamy rzecz w skali kontynentu.
Na ocenę szczegółowych okoliczności przyjdzie czas.

Jeśli zaś idzie o żydowskich piratów, ruszali oni na morze jeszcze rychlej niz admirałowie sułtańscy, przyłaczali się ze swoimi flotyllami do wielkich ekspedycji zmierzających ku hiszpańskim posiadłościom w Afryce oraz Italii i brali udział w bitwach morskich rozsławiających ich imię w całej Europie, takze na północy.

Sinan Reis zwany Wielkim Żydem walczył ponoć
pod banderą z wizerunkiem wielkiej gwiazdy Dawida, a jego misje były na tyle szczególne, ze poświęcimy im tu kilka akapitów.

Zacznę od wieści fałszywej.
Sława Sinana była tak wielka, że portugalski
wicekról Indii był przekonany, ze korsarz z rozkazu sułtana przemierzy Ocean Indyjski i zaatakuje posiadłości królewskie na wybrzeżu indyjskim, współpracując z wojskami sułtana Kalikatu.
Nic takiego się oczywiście nie stało. Sinan jednak wział aktywny udział w bitwie pod Preveza, gdzie Turcy pokonali silna sprzymierzoną flotę dowodzona przez genueńskiego
admirała Andreę Dorię.

Bitwa pod Prevezą otwiera okres niepodzielnego panowania Turków we wschodniej części Morza Śródziemnego, otwiera tez złoty okres piractwa morskiego, którym parać zaczęli się nie tylko wymienieni tutaj Żydzi, ale takze kapitanowie i admirałowie osmańscy.
Zachodnia połać śródziemnomorza była dla nich otwarta i az do roku 1571 chrześcijanie mogli jedynie reagować na ataki Turków bez jakiejkolwiek mozliwości podjęcia powaznej akcji zaczepnej.
Bitwa rozegrała się we wrześniu 1538 roku, a wzięli w niej udział wszyscy najsławniejsi tureccy zeglarze ~
Sinan Reis, Turgut i Hajraddin Barbarossa.
Przewaga sił chrześcijańskich nie na wiele się zdała wobec determinacji Turków, dynamiki ich działań, a takze zajadłości, z jaka walczyli Sinan i Barbarossa.
Andrea Doria wycofał w końcu swoja flotę, pozostawiając flotę papieską oraz wenecką na łasce wroga. Turcy nie stracili w tej bitwie ani jednej jednostki.

Następnym etapem w ekspansji morskiej imperium osmańskiego było usunięcie chrześcijan z basenu Morza Egejskiego i jak najdalej na zachód sięgające eskapady pirackie.
W tych zaś celował Sinan Reis. Jego życie obrosło legenda większa nawet niż życie admirałów takich jak Turgut, który przez cztery lata, wzięty do niewoli, wiosłował na hiszpańskiej galerze.

Sinan wielokrotnie powracał w legendach jako ten. który po zbudowaniu wielkiej floty na Morzu Czerwonym ruszy na pomoc Indiom i usunie z nich chrześcijan.
Koncepcja ta wydaje się o tyle ciekawa, że
w zapiskach Krzysztofa Kolumba pojawia się fragment mówiący 0 tym, że zg0dę na jego wyprawę ku lndiom drogą zachodnią ich królewskie moście - Izabela i Ferdynand - wydały jednocześnie z decyzja o usunięciu z Hiszpanii Żydow.

Motyw uderzenia na Indie może być jedną z wielu wskazowek, które mówią, nam o tym, że polityka globalna to nie polityka imperiów, choć te bardz0 by chciały, by tak było.

Polityka globalna to domena organizacji handlowych o charakterze bezpaństwowym, z ktorymi w dobie nowożytnej konkurować mogły jedynie takie twory jak Zjednoczone Prowincje Niderlandów.

Dlaczego konkurować, a nie współpracować ?
Wszak Holendrzy przyjęli żydowskich uchodźców i wspólnie z nimi eksploatowali odległe krainy?
Nie istnieje nic takiego jak głęboka współpraca w interesach.
Powierzchowne sojusze w obliczu poważnych zagrożeń - tak, ale trwała, głęboka współpraca.

Mimo takiej konstatacji opowiedziny teraz o próbie nawiązania takiej współpracy.
W roku 1586 rozpoczęły się w Italii chude lata, rok w rok półwysep dotykała klęska nieurodzajii i nie było mowy o tym, by zboże rozprowadzane po całym zachodnim basenie Morza Śródziemnego wypływało z włoskich portów, w należytej ilości.

I wtedy w portach i na całym morzu wewnętrznym zaczęli pojawiać się kupcy z Niderlandów.
Ich statki wyładowane były
zbożem przywożonym wprost z Gdańska.
Tam trafiało ono z pól nadwiślańskich, nadbużańskich i naddnieprzańskich, czyli z Rzeczpospolitej po prostu.
Kraje południa stojące wobec widma głodu kontraktowały ogromne ilości zboża u pośredników z Amsterdamu, Lubeki, Hamburga.
Niektórzy zaś władcy wyprawiali swoich ludzi wprost do Gdańska, by ci kupowali tam tyle ziarna, ile się da i transportowali je czym się da na południe.

Tak właśnie w roku 1590 uczynił książę Toskanii.
Przewiezienie zboża na Morze Śródziemne i jego dystrybucja w portach nie była łatwa, albowiem wymagało to zgody Hiszpanów, czyli osobistego pozwolenia króla Filipa Il. On zaś potrafił wydać taką zgodę, a następnie jego ludzie potrafili zaaresztować statki wyładowane ziarnem, nie dając w zamian słowa
wyjaśnienia.

Ponieważ sytuacja pomiędzy zbuntowanymi prowincjaini niderlandzkimi a Hiszpanią była złożona i dynamiczna, nie można było w zasadzie mówić o jakichś oficjalnych porozumieniach.
Te oczywi-
ście realizowane za kulisami, ale co były warte, pokazuje powyższy przykład.

I w takim właśnie newralgicznym momencie pojawił się w Hadze człowiek, którego zobaczyć możemy na
obrazie Rembrandta zatytułowanym Męźczyzna w stroju orientalnym.
Jest to potomek znakomitej żydowskiej rodziny, która po wydaleniu z Hiszpanii osiadła w Maroku i zrobiła tam zawrotną karierę u boku miejscowego beja.
Człowiek, którego widzimy na obrazie, nazywał się
Samuel Pallache i był piratem.
Był także posłańcem, którego władca Maroka wysłał do Niderlandów, by tam nawiązał stosunki dyplomatyczne z miejscową elitą.
Dlaczego akurat jego - Żyda i korsarza?
Bo Hiszpanie zbliżający się do bankructwa byli zbyt rozdrażnieni, by respektować własne, tajne porozumienia z holenderskimi kupcami i potrzebny był ktoś, kto narzuci relacjom handlowym hiszpańsko-holenderskim tak pożądaną w hurtowym handlu dyscyplinę.

Tym człowiekiem był właśnie
Samuel Pallache.
W źródłach piszą o tych relacjach dyplomatycznych i stawiają je za wzór porozumienia pomiędzy wrogimi sobie cywilizacjami.
To jest piękne ujęcie tematu, ale porozumień tajnych i efektywniejszych było wcześniej bardzo wiele, tyle że nikt nie uważał za stosowne, by je ujawniać.
Kiedy przyszło do spraw podstawowych, czyli dzielenia chleba wśród głodujących, można było rzecz ująć w takie właśnie ramy, a rodzinę Pallache nazwać
pierwszymi sefardyjskimi Żydami jacy osiedlili się w Niderlandach.

Samuel Pallache oraz jego współpracownicy trudniący się rozbójnictwem morskim za pozwoleniem władcy Maroka byli tym czynnikiem, który zaczął po roku 1590 decydować, czy importowane z północy zboże dotrze do tych, którzy je zakontraktowali, czy też może, wskutek tajnych rozkazów króla Hiszpanii albo może przez niesubordynację jego urzędników, zostanie rozładowane w innym niż docelowy porcie.

Relacje marokańsko-niderlandzkie miały swoje tło.
Był nim trwały, choć przerywany różnymi nieprzyjemnymi epizodami sojusz francusko-turecki.
Holendrzy przez długi czas pływali po Morzu Sródziemnym pod francuską banderą i mogli korzystać z francuskich przywilejów w tureckich portach.

Sami zawarli sojusz z Marokiem w grudniu roku 1610.
Sygnatariuszami tego traktatu zwanego
Traktatem o Przyjaźni i Wolnym Handlu był Samuel Pallache i jego brat Józef, który po śmierci Samuela pozostał w Niderlandach i korzystał z przywilejów, jakie jego rodzinie zapewnił książę Maurycy Orański.

Wielu autorów kwestionuje korsarskie przygody Samuela, uważając, że są one współczesną nadinterpretacją powstałą na fali przypisywania Żydom wielu malowniczych wyczynów w historii.
Obecności jednak
marranów na Morzu Sródziemnym i w portach afrykańskich nie kwestionuje nikt. Piractwo to jest zbyt poważna i istotna dla dynamiki handlu sprawa, by można było sobie z niej stroić żarty. Służyło ono zawsze tym, którzy na wezwanie koniunktur stawiali się ostatni, już to przez piętrzące się na ich drodze przeszkody, już to przez ubóstwo środków, jakimi dysponowali niekorelujące wcale z ambicjami popychającymi ich do działania.

Fernand Braudel napisał, że piractwo jest bronią biednych.
To nieprawda.
Ono jest bronią oszczędnych. To niezwykle wydajne narzędzie ekonomiczne, które sprawdza się nie tylko w latach nieurodzaju. O czym się wkrótce przekonamy.

W 2008 roku niedaleko Kingston na Jamajce odkryto stary cmentarz.
Na nim zaś nagrobki z napisami w języku hebrajskim i wyobrażeniami czaszek i skrzyżowanych pod nimi piszczeli. Mają to być
mogiły żydowskich piratów walczących najpierw we własnym, a potem w imieniu korony brytyjskiej z Hiszpanami.

Pojawienie się informacji 0 tych nagrobkach każe nam tutaj postawić pytanie - czy Jack Sparrow był Żydem?
Ilość dokrętek filmu z Johnnym Deepem wskazuje, że jednak tak i nie ma od tej myśli ucieczki.

Nie będziemy tu jednak zartować i postawimy inne, poważne bardzo pytanie ~ czym piractwo śródziemnomorskie różniło się od karaibskiego ?
Samuel Pallache był poważnym człowiekiem, przedstawicielem poważnej rodziny, z którym układali się ludzie tacy jak książę Maurycy Orański.
Wśród kwestii, jakie wobec żydowskiego wysłannika beja Maroka postawili przedstawiciele księcia i Zjednoczonych Prowincji, znalazły się także te dotyczące boskiej natury Pana Naszego Jezusa Chrystusa.

Nie wiemy, jak Pallache i bej wybrnęliz takiego ambarasu, ale rozwój wypadków wskazywał, że szczęśliwie.
Ludziom pokroju Jacka Sparrowa nikt takich pytań nie stawiał.
Oni mieli jedynie -~ w imieniu korony -- grabić hiszpańskie i francuskie statki, a ich załogi mordować lub sprzedawać w niewolę.
Żadnych dodatkowych instrukcji korona tym ludziom nie przedstawiała.
Nikt też wśród Anglików nie traktował ich jak równych sobie, co także może być odpowiedzią na pytanie, dlaczego akurat Żydzi zostali korsarzami na Karaibach.
Degradacja w oczach Anglików jest zwykle ostateczna i nie ma od niej odwołania.
Jeśli więc ludziom tym pozwolono działać w imieniu korony, to z całą pewnością przy założeniu, że są to postaci niezasługujące na nic poza pogardą, które po wykorzystaniu usunie się z oblicza świata.

Zanim przejdę do omówienia niektórych ż tych dziwnych postaci, wspomnę tylko, że działali oni w ramach ruchu tak zwanych bukanierów, czyli rozbójników morsko-lądowych, działających w basenie Morza Karaibskiego.
Ich działalność została w pewnym momencie obudowana legendą, mówiącą, że są oni wygnanymi z Europy przez katolików protestantami, którzy, rabując statki i miasta w Ameryce, mieli się mścić za swoje upokorzenia i śmierć najbliższych na starym kontynencie.

Im więcej faktów na fałszywość tego twierdzenia będziemy przytaczać, tym większym się ono będzie cieszyć wzięciem.
Wielu bukanierów to poddani brytyjscy, którzy, jeśli mieli przed czym uciekać, to tylko przod nieludzkim aparatem wyzysku, jaki czynny był na Wyspie w XVI i XVII wieku.

Najsławniejszym zaś z nich był
walijczyk Henry Morgan, człowiek, którego portret odnaleźć możemy na butelkach rumu stojacych na półkach w każdym supermarkecie.
Morgan zrezygnował z kariery bukaniera i oddał się do dyspozycji królowi Karolowi H.
Nie była to postać w kręgach brytyjskiej marynarki nieznana, albowiem Morgan służył wcześniej na okręcie
sir Christophera Myngsa, również korsarza, ale o wiele lepiej sytuowanego w brytyjskiej hierarchii.

Morgan był swego rodzaju probierzem stosunków pomiędzy dworem w Londynie, a dworem w Madrycie.
Kiedy te się normowały, Morgan lądował w Tower, kiedy zaś były napięte, lądował na wybrzeżach hiszpańskich kolonii.

Jak chce
Edward Kitzler, autor książki o żydowskich piratach z Karaibów, adiutantem Morgana był niejaki Moses Cohen Henriques Eanes, wygnaniec z Portugalii, potomek wielkiej rodziny, który z zemsty rzecz jasna ~ wraz z Morganem atakował hiszpańskie statki i miasta na wybrzeżu.
Zanim trafił do Morgana, Moses współpracował z Holendrami i brał ponoć udział w słynnym zagarnięciu srebrnego konwoju, który 1628 roku
Piet Pieterszoon Hein przyprowadził do Amestrdamu.
Nic jednak nie wiadomo o procentowym udziale Mosesa w łupach z tej akcji.

W osobie Mosesa łącza się wszystkie prawie watki ze znanych nam dobrze filmów 0 przygodach piratów. Był czarnobrodym rozbójnikiem morskim, walczył przeciwko Hiszpanom, a potem przeciwko Portugalczykom, zdobył i utrzymywał
własna wyspę w pobliżu wybrzeży Brazylii, gdzie
ukrywał zrabowane na morzu skarby.
Przewodził ponoć całemu żydowskiemu kontyngentowi, który Holendrzy wystawili do walki z Portugalczykami w Brazylii, tego jednak już nie zobaczymy w żadnym hollywoodzkim obrazie o dzielnych piratach.

Zadziwiajaco skape są informacje o innych niż Moses piratach żydowskich z Karaibów, zważywszy na liczbę nagrobków na odkrytym niedaleko Kingston cmentarzu.
Kitzler wymienia na przykład nazwisko
Jakuba Koriela, który miał być hiszpańskim kapitanem, zdradzonym przez swoich marynarzy i wtrąconym do lochu przez inkwizycję. Potem zaś, cudem wydostawszy się z niewoli, Koriel rozpoczął swoja zadziwiająca karierę na morzu, by w końcu, dręczony wy
rzutami sumienia, zakończyć życie jako starzec pilnie studiujacy kabałę.

Zadziwiajaca popularność tych figur w popkulturze powoduje chęć przypisywania żydowskiego pochodzenia wszystkim sławnym korsarzom.
Ot choćby takiemu
Jeanowi Lafitte.
Kim był ten człowiek, czytelnicy orientuja się doskonale.
Pirat z Nowego Orleanu, bohater wojny amerykańsko-brytyjskiej, który uratował skórę i honor generała, a późniejszego prezydenta Andrew Jacksona.

O żydowskim pochodzeniu Lafittefa przebakiwano co prawda, ale nikt tej kwestii nie podnosił aż do roku 2006, kiedy to
w Jerusalem Post ukazał się artykuł autorstwa Edwarda Bernarda Glicka, w którym szanowany ten naukowiec wysuwa tezę, że Lafittc to sefardyjski Żyd, podobnie jak jego pierwsza żona, że urodził się na Wyspach Dziewiczych, a dowodził nie jednym okrętem, ale całą flotyllą i dawał się we znaki Hiszpanom.

To są uwodzicielskie projekcje, ale póki co poza Glickiem nikt ich nie potwierdził. Lafitte zaś był przestępcą ściganyin przez prawo korony, potem zaś, by zapewnić sobie bezpieczne życie, postanowił pomóc Jacksonowi w czasie obrony Nowego Orleanu.
To on ponoć wpadł na pomysł, by stanowiska strzeleckie Amerykanów obudować belami bawełny, w których grzęzły kule brytyjskiej piechoty.
Można pomyśleć, że podejście do życia, które reprezentował
Jean Lafitte i jego brat Pierre, wykluczało rozważanie zagadnień tak skomplikowanych jak ustalenia kto jest, a kto nie jest Żydern i jakie to niesie ze sobą konsekwencje.
Można jednak także znaleźć informację, że przed premierą filmu o życiu Jeana w roku 1958 usunięto wszystkie wzmianki o jego żydowskim pochodzeniu.

Na czym więc oparł swoje dociekania profesor Glick?
Ponoć na notatce z osobistej Biblii Jeana, gdzie napisał on własnoręcznie kilka słów dotyczących jego hiszpańsko-sefardyjskiego pochodzenia. Nie chce mi się wierzyć w to, że w roku 1958 ktokolwiek mógł usuwać jakieś wzmianki o Żydach z amerykańskiego filmu, ale takie informacje krążą po sieci. Warto więc
je tu przytoczyć.

Warto także wspomnieć o aferze, która wybuchła w środowisku amerykańskich historyków w roku 1948.
Niejaki John Andrechyne Laffin ujawnił wówczas, że posiada autentyczny dziennik Lafi?tte'a.
Przez wiele lat eksperci nie kwestionowali autentyczności dokumentu, ale Lafin wplątał się w inne afery związane z fałszowaniem listów Andrew Jacksona i DaVy'ego Crocketta.
Większość amerykańskich historyków zgodna jest co do tego, że dziennik Lafitta jest umiejętnym fałszerstwem.

Zastanawiające jest to, że prócz pracy Edwarda Kitzlera nie ukazała się, póki co, żadna inna dotycząca żydowskiego piractwa na Karaibach, a szkoda, bo przecież każdy z nagrobków znalezionych na cmentarzu pod Kingston musi mieć swoją historię, odczytanie zaś widniejących na nich napisów w języku hebrajskim nie powinno nastręczać trudności.
Może po prostu badacze milczą, bo dzieje tych bohaterów, którzy kazali oznaczyć swoje mogiły czaszką i piszczelami, nie są zbyt budujące.

Z całą pewnością nie tak budujące i nie tak malownicze jak dzieje Jeana Lafitte, który otrzymał od Jacksona obywatelstwo amerykańskie, na którego cześć zbudowano w Luizjanie park historyczny odwiedzany przez amerykańskie dzieci zainteresowane historią.
Najważniejsza zaś z legend mówi, że uratował
on Napoleona Bonaparte i przewiózł go bezpiecznie do Luizjany.